Realizm polityczny odmawia utożsamiania moralnych aspiracji konkretnego narodu z uniwersalnymi prawami, które rządzą wszechświatem. Czyni rozróżnienie między prawdą i opinią, podobnie jak między prawdą a bałwochwalstwem. Wszystkie narody są wystawiane na pokusę – a niewiele umiało długo się jej opierać – by używać moralnych celów wszechświata jako przykrywki dla swoich partykularnych aspiracji i działań. Wiedzieć, że narody są poddane prawu moralnemu, to jedno, ale twierdzić, że posiada się pewność, co jest dobre, a co złe w stosunkach między narodami, to zupełnie inna kwestia. Istnieje niezmierzona przepaść między wiarą w to, że wszystkie narody podlegają boskiemu osądowi, nieprzeniknionemu dla ludzkiego umysłu, a bluźnierczym przekonaniem, że Bóg jest zawsze po czyjejś stronie i że tego, czego my chcemy, chce też Bóg".
Niejeden raz przypominałem ten cytat z "Polityki między narodami", fundamentalnego dla realizmu politycznego dzieła amerykańskiego prawnika niemieckiego pochodzenia Hansa Morgenthaua, wydanego w roku 1948. Tym razem również nim muszę rozpocząć trudną polemikę z tekstem Piotra Zaremby "Trump nauczył ludzi PiS pogardzać Ukrainą", opublikowanego w "Plusie Minusie" (wydanie z 29 marca), dodatku do "Rzeczpospolitej", obecnie najbardziej antytrumpowskiej gazety w Polsce, śmiało konkurującej o to miano z "Gazetą Wyborczą" (jednak w przypadku "Rzeczpospolitej" to linia wyznaczona przez nowego redaktora naczelnego). Polemika jest trudna, bo ciężko polemizuje się z autorem, który przeinacza opinie, z którymi rzekomo się nie zgadza, stawia chochoły albo sięga po uproszczenia tak radykalne, że tworzy fałsz.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
dorzeczy.pl/gielda
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.