DoRzeczy.pl: Podobno uważa pan, że niekorzystna kontrola dla prowadzonej przez pana Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych za rządów PiS to zemsta prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. To poważny zarzut.
Michał Kuczmierowski: Chyba każdy zdroworozsądkowy człowiek widzi, co z tej instytucji zrobił niegdyś poważny urzędnik państwa polskiego. Fakty są takie, że przez kilka ostatnich lat w RARS NIK przeprowadziło kilkanaście kontroli, które nie wykazywały żadnych poważniejszych uchybień. Na bieżąco byliśmy monitorowani i sprawdzani i jakoś nie przypominam sobie, by wówczas prezes Marian Banaś tak ochoczo krytykował RARS, którym kierowałem.
Oczywiście były różne uwagi i zalecenia płynące z NIK. Wiadomo, w jakim czasie zarządzałem RARS: Covid-19, braki węgla, innych rezerw strategicznych czy konflikt na Ukrainie. Pracowaliśmy bardzo ciężko i intensywnie i czasami pojawiały się różne kwestie do poprawy, ale generalny obraz był pozytywny. Tymczasem teraz NIK postanowił się włączyć w nagonkę i narrację prokuratury i na siłę szuka problemów, których nie ma. W publikowanych medialnie zarzutach jest pełno fałszywych i nieprawdziwych twierdzeń.
Mówił pan jednak konkretnie o zemście.
Być może za działaniami NIK stoi zemsta szefa tej instytucji. Kiedy pracowałem w zarządzie PGZ doprowadziliśmy do usunięcia z kierowania spółką Maskpol jego syna, Jakuba Banasia i złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie na jego liczne nieprawidłowości.
Jeśli twierdzi pan, że zarzuty NIK są nieprawdziwe, to jakby to pan udowodnił na bardzo konkretnych przykładach?
Nie jest to trudne. Główny zarzut, że zakupy w agencji były dokonywane z pominięciem procedur, to zupełna nieprawda. W związku z sytuacją kryzysową na Ukrainie opieraliśmy się na decyzji premiera, która zgodnie z ustawą określała nie tylko zakres naszych zadań, ale również umożliwiała nam zakupy w trybie kryzysowym, czyli szybko i skutecznie. Chyba o to właśnie chodzi w działaniach kryzysowych? Widać to dzisiaj po tym, jak wyglądało usuwanie skutków powodzi przez obecny rząd, który jest w tym wyjątkowo nieudolny.
Inna zarzucana sprawa to rzekome niegospodarności, które – jak się wczytać w dokumenty – okazują się przemawiać na naszą korzyść. Kupiliśmy ciężarówki do przewozów na Ukrainę, bo w czasie wojny nikt tam ze względu na ryzyko nie chciał jeździć swoimi pojazdami. Wynajmowaliśmy tylko ukraińskich kierowców. Dzięki temu docieraliśmy pod linię walk między innymi do Bachmutu w okresie najbardziej intensywnych walk. Rozumiem, że prezes Banaś rozpisałby przetarg, który wraz z odwołaniami trwałby kilka miesięcy lub dłużej. Takie działania skończyłyby się tym, że linia frontu byłaby na naszej wschodniej granicy.
Jeżeli jesteśmy przy niegospodarności, to raczej tyczy się to obecnego kierownictwa RARS, bo z tego co wiem, ciężarówki stoją nieużywane, a agencja wynajmuje zewnętrzne firmy przewozowe.
Każda z tych spraw broni się w oparciu o dokumenty, które ma NIK i RARS. Dlatego dziennikarze, którzy łapią przynętę rzuconą przez NIK i prokuraturę muszą zdawać sobie sprawę z tego, że są manipulowani. Do tego nawet nowe Kierownictwo RARS chwali się na swojej stronie internetowej, że uzgadnia z NIK-em treść Wystąpienia Pokontrolnego, co jawnie sugeruje brak bezstronności kontrolerów, brak oparcia o dokumenty i raporty na zlecenie polityczne.
Część komentatorów wskazuje na kontekst polityczny. Ma być pan jedynie płotką, a chodzi w rzeczywistości o uderzenia w Mateusza Morawieckiego. Rząd i sprzyjająca mu prokuratora kierowana przez Adama Bodnara zdobędą się na aresztowanie byłego premiera lub przynajmniej na postawienie mu zarzutów? Niektórzy twierdzą, że może to się stać przed wyborami prezydenckimi.
Nie mam wątpliwości, co do tego. Oczywiste jest to, że obóz narodowo-patriotyczny może wrócić do władzy jedynie w oparciu o silny PiS, przywództwo Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. Mówiła o tym też Anna Wójcik, która była przez śledczych zmuszana do obciążenia Mateusza Morawieckiego. Widać to również po przebiegu całej sprawy, gdzie nie ma żadnych rzetelnych dowodów, a jedyne materiały prokuratury to wymuszone i zmanipulowane zeznania osób którzy zostali „złamani” różnymi metodami.
Jak się pan w tym wszystkim czuje?
Mój przypadek jest szczególny. Przez wiele miesięcy śledczy nie mieli mi jak postawić zarzutów, więc prowadzona była obrzydliwa kampania medialna, która miała mnie opluć i zdyskredytować. Zastanawiające jest to, że materiały z prokuratury, CBA i innych służb przekazywane są do dziennikarza, który manipuluje i przegrywa liczne procesy sądowe. To są rozumiem te „nowe standardy” ?
Apogeum tej operacji przypadało na tydzień przed wyborami do europarlamentu, żeby uderzyć w PiS. Przecież byłem dostępny w Polsce dla wszystkich organów państwa kilka miesięcy i nikt wtedy nie był zainteresowany. Tymczasem zdecydowano się na zatrzymanie mnie, gdy byłem na rodzinnych wakacjach w Turcji, a politycy Platformy opowiadali, że uciekłem na Cypr.
Wracając do tzw. afery w RARS podobno obciążają pana zeznania świadków, byłych pracowników RARS, np. Justyny G. Jak się pan do tego odniesie?
Będę się do tego odnosić już w procesie. Nie mam sobie nic do zarzucenia, a cała sprawa opiera się na wymuszanych zeznaniach. W przypadku każdego ze świadków, którzy de facto są podejrzanymi, którzy mnie pomawiają, model działania był taki sam – trzymać w areszcie wydobywczym, aż się nie złamią i tam, gdzie można docisnąć dodatkowymi oskarżeniami. Z tego, co wiem, to Justyna G. nie dopełniła obowiązków z poinformowaniem służb o ofercie korupcyjnej, składanej przez Huberta B., który okazał się skrajnie nieuczciwym człowiekiem. Paweł Sz. ma zarzuty związane z napadem rozbójniczym i wymuszeniem oraz dziwnymi transakcjami. To robiło z nich idealnych „świadków”, którzy będą chcieli się „dogadać” z prokuraturą. Zaznaczam, że nigdy nie otrzymałem informacji z odpowiednich służb, że kierownictwo działu zakupów RARS dopuszczało się – jak czytam w mediach – przestępstw o charakterze korupcyjnym.
Patrząc na informacje medialne można powiedzieć, że Paweł Sz., twórca marki Red is Bad zaczął „sypać” lub – jak twierdzą inni – składać wymuszone zeznania. Te mają obciążać między innymi Annę Wójcik, byłą dyrektorką biura Prezesa Rady Ministrów za czasów Mateusza Morawieckiego. Pan też obawia się zeznań Pawła Sz?
Właśnie na tym polega sposób działania organów ścigania. Aresztować, złamać i wymusić fałszywe zeznania. Cały mechanizm opowiedziałem przed chwilą. Dodatkowo, jak wiemy po wywiadach urzędniczek z Ministerstwa Sprawiedliwości, czy Anny i Marka W., agenci CBA w drodze do prokuratury składali propozycje, podpuszczali, wymuszali zeznania. Widać „bodnarowcy” chcieli kontynuować etap igrzysk, ale natrafili na twardych, a przede wszystkim wspaniałych i uczciwych ludzi.
Jeżeli chodzi o Pawła Sz., to mogę się odnieść jedynie do informacji medialnych, że był szantażowany aresztowaniem matki oraz wskazywał na chorobę klaustrofobii. Znamienne jest też to przez kogo jest obecnie reprezenowany. W całej sprawie nie boję się prawdy i dowodów, bo one są po naszej stronie. Boję się natomiast, do czego jeszcze posunie się ta władza.
Anna Wójcik z KPRM została zatrzymana i ostatecznie wyszła na wolność, ale kiedy była więziona jej autystyczny syn próbował popełnić samobójstwo. Jak z kolei rozłąkę z panem i pana sytuację przeżywa pana rodzina?
Ta sytuacja jest bez wątpienia dramatyczna nie tylko dla nas, osób aresztowanych, ale również dla rodzin i bliskich. W mediach rządowych prowadzona jest obrzydliwa nagonka i kampania przeciwko nam – wyroki właściwie już zostały wydane, a media i politycy partii rządzącej przesadzili już o naszej winie. Rodziny, ale szczególnie dzieci, przeżywają to bardzo źle. Są też ofiarami hejtu w szkole i ta nagonka się przenosi na ich życie. Jestem przekonany, że osoby które to zorganizowały kiedyś poniosą odpowiedzialność.
Pełną linię obrony zostawia pan na pewno dla sądu, ale jakby pan mógł zdradzić cokolwiek, co świadczyłoby o pana niewinności, to co dałby pan za przykład? Chodzi mi o jakiś konkret.
Agregaty dla Ukrainy kupowaliśmy w czasie olbrzymiego kryzysu, kiedy Rosja niszczyła ukraińską infrastrukturę energetyczną i trzeba było zabezpieczyć dostępność prądu w szpitalach, schronieniach, punktach dowodzenia. Cała Europa zobaczyła, że ryzyko jest realne i wszyscy kupowali ten sprzęt. Zapytania ofertowe wysłaliśmy do siedemnastu firm – część z nich handlowała sprzętem elektrycznym, a część po prostu handlowała z Chinami. Umowy podpisaliśmy z dziewięcioma firmami, w tym zagranicznymi, skupując właściwie cały dostępny w Europie sprzęt. Dlatego trzeba było importować również z Azji. Oferta Pawła Sz. była najkorzystniejsza – wygrywała cenami i terminami dostaw. I jest to również w dokumentach. Co ciekawe, w tym samym czasie na przykład Włosi kupowali taki sprzęt trzy razy drożej. Tak wyglądał wtedy ten rynek. I w takich warunkach Komisja Europejska zleciła nam właściwie niewykonalne zadanie kupienia sprzętu właściwie niedostępnego w Europie. I zadanie to z sukcesem zrealizowaliśmy – i na czas. Wszystkie agregaty zostały dostarczone, rozliczone i trafiły zgodnie z przeznaczeniem. Zarzut, że wykorzystywaliśmy je w kampanii jest również nieprawdziwy i można to sprawdzić w dokumentach. Straży pożarnej tymczasem przekazywaliśmy agregaty z rezerw – na podstawie składanych przez nich wniosków, bo swój sprzęt przekazali na Ukrainę, kiedy tylko wybuchła wojna.
Jak wygląda pana życie codzienne w Londynie, kiedy już wyszedł pan na wolność?
Cała ta sytuacja to koszmar nie tylko dla mnie, ale również dla moich bliskich, rodziny. Oczywiście, zwolnienie warunkowe nie jest tak dramatycznym doświadczeniem jak więzienie, ale jest dalekie od normalności. Mieszkam u przyjaciół i przygotowuje się do procesu ekstradycyjnego. Codziennie muszę meldować się na posterunku policji, muszę być również w domu między 23 a 5 rano. Bardzo przeżywam koszmar osób, które są niszczone dzisiaj w Polsce działaniami Ministerstwa Sprawiedliwości.
Wracając do działań RARS w związku z wojną. Kiedy dowiedział się pan o wojnie na Ukrainie?
Pierwsze sygnały ze dzieje się coś bardzo niepokojącego mieliśmy już w 2021 roku w związku z sytuacją na naszej wschodniej granicy. To wtedy RARS został na większą skalę wykorzystany do zapewnienia zaplecza kwaterunkowego żołnierzom i funkcjonariuszom broniącym naszego bezpieczeństwa. Wtedy też kupowaliśmy profesjonalne noktowizory i termowizory, które wykorzystywane są przez służby do tej pory – również… w czasie powodzi.
We wsparcie Ukrainy zostaliśmy włączeni jeszcze przed wybuchem wojny, kiedy organizowaliśmy ostatni transport amunicji i uzbrojenia, który dotarł do Kijowa kilka godzin przed rosyjskim atakiem. Z relacji Ukraińców wiemy, że ten sprzęt przyczynił się do skutecznej obrony lotniska w Hostomelu, czyli obrony Kijowa. Organizowaliśmy również hub pomocy humanitarnej oraz hub wojskowy na lotnisku Jasionka, przez które przechodziła właściwie cała pomoc dla Ukrainy. Warto podkreślić, że zajmowaliśmy się hubem wojskowym, gdzie trafiał sprzęt z całego świata i obecne były służby wojskowe i wywiadowcze. Żadna z nich nigdy nie miała najmniejszych zastrzeżeń do naszych działań i mojej osoby. Niestety, duża część osób i ja czujemy się, jakby państwo polskie nas zdradziło.
Zrealizowaliśmy niezliczoną liczbę transportów oraz zakupów. Byliśmy na tyle skuteczni, że wiele krajów powierzało nam również swoje budżety – dzięki zaangażowaniu ambasadora Cichockiego czy ministra Dworczyka byliśmy w ciągłym kontakcie z Ukraińcami i wiedzieliśmy co dokładnie jest potrzebne.
Kto był ojcem pomysłu, żeby RARS wzięła aż tak szeroki udział w pomocy dla Ukrainy i sprawach związanych z przygotowaniami Polski na wojnę?
Covid był dla nas źródłem wielu ważnych doświadczeń, że w kryzysie wszystkie instytucje państwa muszą współpracować, a koordynacja powinna być na jak najwyższym poziomie, dlatego zapadła decyzja, aby RARS działał bezpośrednio pod premierem. Gwarantowało to szybkość podejmowania decyzji i skuteczność działania. Sprawdziło się to wiele razy. I kiedy rozpoczęła się wojna na Ukrainie nikt nie musiał nas angażować, bo my już byliśmy od dawna zaangażowani. A dzięki koordynacji na poziomie Kancelarii Premiera zarówno współpraca wszystkich instytucji oraz realizacja nawet trudnych zadań była łatwiejsza. Widać jak dzisiaj tego brakuje, a rząd nie radzi sobie z kryzysami. Dodatkowym problemem jest to, że po takich nagonkach jak na RARS żaden urzędnik nie będzie podejmował ryzykownych działań czy decyzji – wszyscy się będą bali późniejszych problemów. I dlatego Tusk musiał apelować w powodzi, żeby urzędnicy nie bali się działać. Jak widać nie bardzo to pomogło, gdyż ludzie spędzili zimę w kontenerach, a nie swych domach.
Rozmawiał Robert Wyrostkiewicz
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl