To miała być wielka sensacja. Już od soboty Tomasz Lis i jego współpracownicy w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Twitterze zapowiadali tekst okładkowy poniedziałkowego wydania „Newsweeka”.
„ Kto stał za aferą podsłuchową, która rozpoczęła agonię rządu PO? Wiele tropów prowadzi do ludzi związanych z PiS-em” - zachwalał Tomasz Lis. I dalej „W najnowszym <Newsweek Polska> kulisy afery podsłuchowej”.
Zapowiadało się na rzeczywiście mocną rzecz. Czas przeszły niedokonany. Temat numeru poniedziałkowego „Newsweeka” okazał się nie tyle humbugiem co kompromitacją Tomasza Lisa i jego autorów. Dlaczego? Tekst Aleksandry Pawlickiej „Zniszczyć rząd” opisuje bowiem specjalny dokument. Jaki? Tu cytat z „Newsweeka” - „ Do prokuratora generalnego i szefa ABW trafił w ubiegłym tygodniu poufny raport na temat śledztwa w sprawie afery podsłuchowej. Znamy treść tego dokumentu, który zawiera analizę zeznań świadków. Wynika z niego, że większość tropów prowadzi do ludzi związanych z PiS, ale prokuratura nie zajmuje się tym w śledztwie (...)”
Tyle sensacji „Newsweeka”. A fakty? Te dla gazety Tomasza Lisa są okrutne. Raport, który gazeta opisuje nie jest żadnym tajnym dokumentem przygotowanym przez szeroko pojęte organa ścigania. Nie jest materiałem zrobionym przez żadną bezstronną jednostkę badawczo- śledczą. Dla stanu śledztwa, dla prowadzących dochodzenie wartość ma zerową.
Skąd się więc wziął ów newsweekowy raport? Ujawnił to w poniedziałek Roman Giertych, kandydat na senatora. Otóż dokument, opracowanie zostało po prostu przygotowane przez... jego współpracowników. Na swoim facebookowym profilu Giertych napisał: „ Dzisiaj "Newsweek" opublikował obszerne fragmenty z raportu zespołu adwokatów mojej kancelarii skierowanego do Prokuratora Generalnego, który stanowi część uzasadnienia wniosku o odebranie sprawy śledztwa podsłuchowego dotychczasowym prokuratorom.(...)”. Dalej Giertych przyznaje, że dokument został przygotowany głównie w oparciu o jawne dokumenty.
Z wielkiej chmury mały deszcz? Nie tylko. „Newsweek” dokonał bowiem brzydkiej manipulacji zatajając, że autorem raportu uderzającego w PiS są współpracownicy Giertycha i sugerując, że to poufne opracowanie ( a jak poufne to zapewne przygotowały to wyspecjalizowane służby).
Co więcej- Romana Giertycha- a więc siłą rzeczy również i jego pracowników- nie można uznać w sprawie afery podsłuchowej za bezstronnego. Mecenas jest bowiem pełnomocnikiem skompromitowanych nagraniami polityków PO: Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego, którzy w wyniku afery ostatecznie pożegnali się z rządowymi stanowiskami. Sam Giertych startuje zaś na senatora, jako kandydat niezależny. Platforma nie wystawiła kandydata w jego okręgu.