Wojciech Wybranowski:Spodziewał się pan, że kapituła konkursu uhonoruje w ten sposób działania Reduty Dobrego Imienia?
Maciej Świrski: I cieszę się z tego powodu, i jestem zaskoczony. Nie spodziewałem się akurat ze strony „Do Rzeczy” takiej nagrody, ale jej przyznanie pokazuje wyraźnie, że nasze środowiska mimo pewnej różnicy poglądów na niektóre sprawy historyczne potrafią przekraczać granice.
Skąd się wziął pomysł utworzenia organizacji, która będzie walczyła w obronie dobrego imienia Polski?
To było krótko po premierze filmu „Pokłosie”. W pewnym momencie powiedziałem sobie: „Dość tego!”. Dlaczego? Zdałem sobie sprawę, że oskarżanie Polaków o zbrodnie, których nie popełnili, albo wyolbrzymianie win Polaków wobec Żydów to tylko jedna kwestia. Do tego dochodzi także to, że pedagogika wstydu, której elementem był ten film – czyli wmawianie Polakom niepopełnionych zbrodni i oskarżanie ich o współudział w Holokauście – prowadzi w konsekwencji do całkowitego zafałszowania rzeczywistości i delegitymizacji Polski w świecie. (...) A ponieważ organy państwa nie podjęły żadnych działań, uznałem, że potrzebna jest reakcja społeczna. Muszę jednak zaznaczyć, że zakładając Redutę, spodziewałem się, iż więcej pracy będzie na „rynku międzynarodowym”. Myślałem tak: owszem, zdarzają się w Polsce ekscesy pokroju „Pokłosia”, ale dla wszystkich w kraju ważne jest dobre imię Polski...
To chyba fundamentalny błąd. Są w kraju środowiska, zwłaszcza medialne, które bicie „w polskie piersi” opanowały wręcz do mistrzostwa, daje im to granty różnych fundacji.
Niestety. A ja nie zdawałem sobie sprawy, jak mocno przez ostatnie 25 lat wdrażano w Polsce tę pedagogikę wstydu. I kiedy zabrałem się do działania, okazało się, że więcej problemów jest w kraju niż za granicą. Owszem, w mediach za granicą zdarzają się cyklicznie publikacje o „polskich obozach koncentracyjnych”, ale w Polsce systematyczne oszczerstwa wymierzone w dobre imię kraju są niestety na porządku dziennym. (...)