W nocy z 3 na 4 lipca doszło do głośnego spotkania Szymona Hołowni z politykami PiS. W warszawskim mieszkaniu europosła Adama Bielana marszałek Sejmu miał spotkać się z Jarosławem Kaczyńskim oraz wicemarszałkiem Senatu Michałem Kamińskim. Największe cięgi od strony lewicowo-liberalnej za nocne schadzki zebrał sam Hołownia – jego samowolne dysputy z Kaczyńskim potraktowano jako jawną zdradę koalicji. Niewiele mniejsze oburzenie wywołał jednak Michał Kamiński. I to właśnie on, słynny "Miś", jak się mawia o nim w środowisku, może ponieść realne konsekwencje.
W ostatnich dniach media informowały, że Koalicja Obywatelska naciskała na PSL w sprawie wycofania rekomendacji dla Kamińskiego na stanowisku wicemarszałka Senatu. Marcin Kierwiński z KO otwarcie mówił, że Kamiński powinien stracić funkcję wicemarszałka Senatu, ponieważ "z powrotem spodobał mu się Kaczyński". Wtórowała mu poseł PO Dorota Łoboda, której zdaniem Kamiński "okazał się nielojalny" i próbował rozbić koalicję.
Faktem jest, że od pewnego czasu Kamiński podgryzał władze Platformy Obywatelskiej, do których ma ewidentny uraz za to, że kilka lat temu wyrzucono go z partii. W kwietniu twierdził, że jego kierowca dostał z Senatu pisemne polecenie o przekazywaniu informacji na temat jego "zdrowia i życia rodzinnego". Wicemarszałek mówił, że jest szpiegowany, a władza stosuje "ubeckie metody" wobec niego. Po kilku dniach Kamiński wycofał się z zarzutów i przeprosił marszałek Senatu Małgorzatę Kidawę-Błońską za "nadmierną reakcję".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
