Ten kraj jest za mały na dwa antyPiS-y
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Ten kraj jest za mały na dwa antyPiS-y

Dodano: 
Opozycja w Sejmie
Opozycja w Sejmie Źródło: PAP / Tomasz Gzell
TAKI MAMY KLIMAT || Na lewicy rozgorzała prawdziwa wojna. Są już wyzwiska i wzajemne oskarżenia. Mamy też pierwsze „ofiary”. „Progresywna Barbara” zdradziła Roberta ze Słupska. Ten z kolei wystawił do wiatru totalnych demokratów. Na tym konflikcie zyskają jedynie Grzegorz Schetyna i... Jarosław Kaczyński.

Zapowiedziany „projekt Biedronia”, mimo że oficjalnie ma być wycelowany w PiS, w rzeczywistości stanowi kłopot dla strony opozycyjnej. Tort „obrońców demokracji” od początku nie był zbyt wielki, a teraz do stołu dosiadł się kolejny gracz głodny władzy. Nic dziwnego, że Władysław Frasyniuk stwierdził, że nowy pomysł prezydenta Słupska “pachnie śmiercią”, czemu na Twitterze przytaknął Tomasz Lis.

Serwis „Polityka w sieci” przeanalizował wypowiedzi Biedronia z ostatniego miesiąca. Z badań wynika, że słynny polityk najczęściej w tonie krytycznym wypowiadał się nie o Prawu i Sprawiedliwości, ale właśnie o Koalicji Obywatelskiej. Nie jest to wielkim zaskoczeniem. Biedroń nie walczy o elektorat z PiSem, tylko z liberalno-lewicującą koalicją i to ją musi punktować.

twitter

Podzielona opozycja

Biedroń powtarzający, że PiS i PO w gruncie rzeczy się od siebie nie różnią nie jest wcale „symetrystą”. Jest wyjątkowo niewygodny dla coraz wyraźniej lewicującej Platformy, której działaczom nie wypada jawnie atakować najsłynniejszego homoseksualnego polityka w Polsce. Czego jednak nie mogą zrobić posłowie, wykonają zaprzyjaźnione media.

Warto tu przypomnieć niedawny artykuł Renaty Grochal z „Newsweeka” poświęcony aferze pedofilskiej w Słupsku, który pokazał, jak przebiegają linie podziału po stronie opozycyjnej. Część środowiska wzięła stronę redakcji “Newsweeka”, twierdząc, że nie można tuszować wpadek Biedronia, druga strona natomiast zaczęła się rozwodzić, że Newsweek manipuluje i, że to – uwaga, uwaga – spisek przeciwko prezydentowi Słupska.

Ten spór tak naprawdę oznacza, że powstały dwa stronnictwa: jedno broni Biedronia i liczy na alternatywę dla nie dość lewicowej PO, drugi obóz twierdzi natomiast, że kto nie popiera Koalicji Obywatelskiej, ten jest cichym sojusznikiem PiS. Cóż, Polska jest za mała na dwa antyPiSy i dlatego wciąż króluje zasada: kto nie z nami ten przeciw nam.

Cichy sojusznik Kaczyńskiego

Warto zwrócić uwagę, że zapowiedziana inicjatywa Biedronia może w nieoczekiwany sposób pomóc PiS-owi. I nie chodzi tu tylko o to, że nowa partia będzie konkurencją dla PO i urwie jej kilka procent.

Warto się przyjrzeć najnowszym wynikom badań poparcia dla partii IBRiS. Tym zaprezentowanym na Forum Ekonomicznym w Krynicy-Zdroju, co pozwala przypuszczać, że poświęcono im szczególną uwagę.

Wynika z nich, że gdy Biedroń startuje w wyborach, to nie tylko opozycja osiąga gorszy wynik, ale również samo Prawo i Sprawiedliwość zyskuje dodatkowe głosy. Ba, są to głosy na wagę złota, gdyż tylko przy starcie Biedronia, Jarosław Kaczyński może liczyć na samodzielną większość. Innymi słowy: start Biedronia dodatkowo mobilizuje elektorat PiS.

„Progresywna Barbara” i SLD

PO czuje zagrożenie i nie traci czasu. Gwiazdą ostatnich kilku dni okazała się Barbara Nowacka, która przyćmiła zapowiedzi prezydenta Słupska. Jeszcze w zeszłym tygodniu Biedroń twierdził, że nie wierzy, aby tak „progresywna polityk” jak Nowacka mogła wejść „w jakiekolwiek” (!) rozmowy z Platformą Obywatelską.

Cóż, „progresywna Barbara” najwyraźniej postanowiła zadziwić prezydenta Słupska. Z resztą nie tylko jego. Najostrzej na te rewelacje zareagował bodaj Włodzimierz Czarzasty, który wprost zarzucił Nowackiej, że sprzedała Schetynie swoją organizację.

– Myślałem, że Inicjatywa Polska jest więcej warta niż jedna jedynka do sejmiku – stwierdził lider SLD w wywiadzie dla Interii.

Nie jest to zaskakujące. SLD do tej pory umiejętnie flirtowało z Koalicją Obywatelską, jednocześnie nie dając się schrupać Schetynie. Czarzasty sam chciał skonsolidować lewicę przed wyborami parlamentarnymi, tak aby w ewentualny sojusz z PO wejść na innych warunkach niż musiała to zrobić choćby przyparta do muru Nowoczesna. I tu Czarzastemu nie można odmówić politycznej logiki. Patrz case „agenta” Bartosza Arłukowicza.

Zdradzona lewica

Do krytyki liderki Inicjatywy Polska przyłączyła się znaczna część lewej strony sceny. Jan Śpiewak stwierdził, że jest “zniesmaczony” jej decyzją. Jego zdaniem Nowacka zachowała się “nielojalnie”.

To poczucie zdrady dominuje wśród lewicy. Adrian Zandberg z Razem mówi wprost, że Nowacka złożyła hołd lenny Schetynie, a z kolei Marta Lempart, z zawodu lewicowa aktywistka, przypomina Nowackiej o kobietach, z którymi razem protestowała. „Jak można tak szczuć na ludzi, którym się zawdzięcza wszystko?” – pytała Lempart na Twitterze.

Sama Nowacka jednak nie pozostaje dłużna i odpowiada (chyba już byłym) kolegom z SLD, że interesuje ich jedynie partyjne logo. Wypomina Czarzastemu, że (w przeciwieństwie do niej) jest pozbawiony wpływu na realną politykę, a głos na jego partię jest de facto głosem straconym.

Ostre słowa Biedronia czy Czarzastego są oczywiste. Ciekawe jest jednak, że Nowacka nie może być pewna wsparcia nawet własnej organizacji. Na ostatnim posiedzeniu zarządu Inicjatywy Polska, przystąpienie do sojuszu PO i Nowoczesnej przegłosowano ledwie jednym głosem przewagi. Działacze, którzy byli przeciwni, jednoznacznie wskazują, że współpraca z Koalicja Obywatelska może dotyczyć tylko samorządów. Niczego więcej. Inicjatywa Polska może się rozpaść, nim ktokolwiek zdąży o niej usłyszeć.

Pierwsze ofiary wojny

Po jednej stronie mamy zatem tych, którzy chcą uchodzić za najprawdziwszą lewicę i nie godzą się na zawężanie opozycji do Koalicji Obywatelskiej: mamy tutaj SLD i Razem, Zielonych i feministki, Biedronia i Śpiewaka itd. Mamy też choćby Rafała Wosia, który wskazuje, że skazywanie się na sojusz ze Schetyną, prowadzi lewicę w ślepy zaułek.

Cóż, Woś jako jeden z pierwszych poczuł na własnej skórze, jak brutalna może być wojna w lewicowej rodzinie. Za tekst, w którym wskazywał na możliwość sojuszu lewicy z PiS został najpierw obsztorcowany przez ideowych kolegów, wyzwany od pożytecznego idioty Kaczyńskiego, a na koniec musiał pożegnać się z pracą w zespole „Polityki”. Najciekawsze, że rzeczony tekst wcale nie ukazał się w „Polityce”, tylko na portalu gazeta.pl. Nie miało to jednak większego znaczenia. Podczas wojny takie szczegóły schodzą na dalszy plan.

Po drugiej stronie jest natomiast Grzegorz Schetyna, który chce zwasalizować wszelkie mniejsze podmioty na lewo od PiS (dlatego nie próbuje nawet przymilać się do Kukiza). Przejął Nowoczesną, pochłonął „progresywną Barbarę”. Ma chrapkę na wyborców SLD i nie pogardziłby elektoratem Biedronia.

Sam Schetyna wydaje się samotny, ale jako lider antyPiSu dysponuje wsparciem największych mediów takich jak TVN, „Gazeta Wyborcza”, czy „Newsweek”. Jak to dużo znaczy, dobrze pokazała afera pedofilska w Słupsku. Cała (zarówno nowa, jak i post-PZPR-owska) lewica jest przez Lisa czy Olejnik jak najbardziej mile widziana w obozie opozycji, ale pod jednym warunkiem – muszą odłożyć na bok swoje idee i zasilić Koalicję Obywatelską.

Biedroń czy Zandberg mieli od zawsze być jedynie częścią wielkiego antyPiSu, a nie liderami niezależnych partii. Z punktu widzenia “totalnych”, kto dzisiaj nie przedkłada “obrony demokracji” ponad swoje poglądy, ten jest sojusznikiem Kaczyńskiego.

Lewica podzielona

Lewica jest zatem rozdrobniona. Jest podzielona nie tylko na dwa wielkie stronnictwa opozycyjne względem PiS, ale również pozostaje skłócona wewnątrz swoich własnych obozów.

Charakterystyczna jest tu sytuacja choćby we Wrocławiu, gdzie do wyborów osobno startują i SLD i Razem i Zieloni. Elektorat lewicowy światopoglądowo (i tak przecież niezbyt liczny) musi się dodatkowo podzielić na trzy opcje. W ten sposób triumfuje Schetyna, który lewicowym wyborcom może pokazywać skłócone partyjki, dodając mimochodem: tak, nie jesteśmy idealni, ale albo w drugiej turze zagłosujecie na nas, albo na PiS.

Niegdyś popularne, prześmiewcze powiedzenie, że prawica umacnia się przez podział, można by dzisiaj zastosować do lewej strony sceny politycznej. Obserwując kolejne roszady oraz przetasowania, trudno nie mieć wrażenia, że na tych wszystkich koalicjach, sojuszach i wojenkach najbardziej skorzysta duopol PO-PiS.

Dopóki lewica nie zrozumie, że nie może pozwalać Schetynie, redukować się do mięsa armatniego, które ma służyć jedynie w walce z PiSem, dopóty nic w polityce nie zwojuje.

Czytaj także