Przypomnijmy, że wizytacja Komisji LIBE w Warszawie odbywała się w dniach 19-21 września w ramach przygotowywania raportu o stanie demokracji i praworządności w Polsce, który ma zostać sporządzony przez brytyjskiego laburzystę Claude'a Moraesa.
Wśród organizacji mających reprezentować głos polskiego społeczeństwa obywatelskiego, znalazła się tylko jedna niekojarzona z lewicą: Ordo Iuris. W imieniu Ordo Iuris mieli rozmawiać z europosłami dr Tymoteusz Zych oraz Karina Walinowicz. Przewidziano dla Ordo Iuris tylko jedną godzinę, podczas gdy zarezerwowano ok. 5 godzin dla organizacji lewicowych (Amnesty International, Fundacja Batorego, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Czarny Protest, Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodzinnego), czy należących do tzw. opozycji totalnej (Wolne Sądy, Iustitia, Obywatele RP, Obywatele Solidarnie w Akcji). Widocznie było to i tak za dużo, gdyż, przybywając na rozmowę z Komisją LIBE, prawnicy Ordo Iuris dowiedzieli się, że mają mniej niż pół godziny na przedstawienie opinii swojej organizacji na temat praworządności w Polsce i na temat reformy sądów.
Już po kilku minutach holenderska posłanka Judith Sargentini z grupy Zielonych (autorka raportu o Węgrzech), włoska komunistka Barbara Spinelli i brytyjski laburzysta Claude Moraes zaczęli nieustannie przerywać Polakowi, zmieniając ciągle temat rozmowy i usiłując dyskutować – zamiast o praworządności – o prawie do aborcji i o stanowisku Ordo Iuris w tej dziedzinie. W rozmowie telefonicznej dr Zych opowiedział mi o całym zdarzeniu, potwierdzając informacje, które wcześniej otrzymałem od asystenta parlamentarnego posła Nicolasa Bay'a, który był na tym spotkaniu także obecny. Zarówno dr Zych jak i mój francuski rozmówca twierdzili, że nigdy wcześniej nie byli świadkami takiego skandalicznego zachowania posłów podczas posiedzenia jakiejkolwiek komisji parlamentarnej. Gdy dr Zych zwrócił uwagę atakującym go posłom, iż został zaproszony, aby mówić o praworządności, a nie o aborcji, Moraes miał mu odpowiedzieć, że nie rozumie, czemu Ordo Iuris chce ukrywać swoje poglądy na ten temat. Dr Zych zapamiętał także kuriozalną wypowiedź posłanki Sargentini, która brzmiała: „Normy są bez znaczenia. Jesteśmy organem politycznym i chcemy rozmawiać o polityce”.
Pomimo starań dwójki Polaków z Ordo Iuris nie było już możliwości powrócić do tematu konstytucji i praworządności, który teoretycznie miał być omawiany. Po 25 minutach przewodniczący Moraes zakończył posiedzenie komisji.
Kompromitujący jest też sposób, w jaki pod przewodnictwem Claude’a Moraesa delegacja Komisja LIBE rozegrała sprawę spotkania z przedstawicielami mediów, aby rozmawiać o wolności prasy w Polsce. Najnowsza wersja programu wizyty komisji LIBE w Warszawie, rozesłana członkom Komisji rankiem 19 września, przewidywała już tylko spotkania z grupą 4 polskich dziennikarzy: Michałem Szułdrzyńskim ("Rzeczpospolita"), Łukaszem Lipińskim ("Polityka"), Romanem Imielskim ("Gazeta Wyborcza"), Agatą Kowalską (Tok FM). Pod presją francuskiego posła Nicolasa Bay, sekretariat Komisji LIBE miał dać na trzy dni przed przesłuchaniem polskich dziennikarzy zielone światło na zaproszenie 2 dziennikarzy kojarzonych z prawicą tak, aby zapewnić pewien pluralizm w czasie przesłuchań.
Francuski poseł miał numery kontaktowe i zgodę trzech polskich redakcji, mogących przesłać na rozmowy jednego przedstawiciela: "Nasz Dziennik" (Piotr Falkowski), "Do Rzeczy" (Rafał Ziemkiewicz) oraz "Gazeta Polska", która zaproponowała kilku dziennikarzy do wyboru. Sekretariat Komisji LIBE dostał wszystkie potrzebne namiary. Choć początkowo ustalono, że zaproszonych zostanie dwóch dziennikarzy kojarzonych z prawicą, zadzwoniono tylko i wyłącznie do Piotra Falkowskiego, którego sekretariat Komisji LIBE umówił na piątek o 16:30, czyli po głównym spotkaniu z dziennikarzami.
Problem w tym, że ze względu na godziny lotów posłów zarezerwowanych wcześniej przez ten sam sekretariat, dziennikarz z "Naszego Dziennika" zastał na przesłuchaniu już tylko trzy posłanki zamiast 7-osobowego składu delegacji Komisji LIBE. Moraesa już na nim nie było, a za to czekały na dziennikarza Sargentini i Spinelli. Była także francuska posłanka Joëlle Bergeron, która kiedyś należała do Frontu Narodowego, a teraz należy do frakcji Nigela Farage’a w Parlamencie Europejskim. Sargentini i Spinelli próbowały znowu przekierować tor rozmowy na aborcję, ale redaktor Falkowski mocno trzymał się głównego tematu, tj. wolności prasy w Polsce. Członkinie delegacji LIBE musiały zatem grzecznie słuchać, kiedy dziennikarz "Naszego Dziennika" opowiadał im, że pomimo iż jego gazeta i on sam potrafią być bardzo krytyczni wobec obecnej władzy – np. w sprawie aborcji eugenicznej, to ich sytuacja polepszyła się po ostatnich wyborach: mają teraz dostęp, jak każdy inny dziennik, do reklam firm państwowych, a pod rządami PO-PSL możliwości tej nie mieli, i bywają zapraszani od czasu do czasu do telewizji publicznej, co się nie zdarzało za czasów poprzednich rządów Tuska i Kopacz. Redaktor Falkowski opowiadał także, do jakich wielkich protestów ulicznych doszło w latach 2013–14, kiedy rząd Donalda Tuska nie chciał się zgodzić na obecność nawet jednej telewizji katolickiej w programach telewizji naziemnej.
Niestety sprawozdawca Komisji LIBE Claude Moraes tego nie usłyszał, ale najwyraźniej usłyszeć tego nie chciał. To na bazie raportu Moraesa Parlament Europejski ma dać zielone światło lub nie dla procedury z artykułu 7 przeciwko Polsce rozpoczętej w grudniu przez Komisję Europejską.
Autor: Olivier Bault
Czytaj też:
Europoseł Nicolas Bay zdradza kulisy spotkań Komisji LIBE w Warszawie
"Artykuł wyraża poglądy autora i nie jest odzwierciedleniem stanowiska redakcji"