Opowiadając o świętej Jadwidze, daje Kwaśnicka mistrzowski popis dygresyjnego eseju, w którym pisarce udaje się pomieścić duchowy autoportret tak sugestywny, że przesłaniający czasami młodziutką królową. Ale przecież o to chodzi, że autorka ta – w historii czy sztuce – zawsze szuka odpowiedzi na swoje najbardziej osobiste pytania.
Kwaśnicka znów przygotowała ucztę skrzącą się erudycją, dowcipem i niesamowitymi dywagacjami. Czegóż to nie umieściła w swej opowieści o świętej Jadwidze? Znajdziemy tu i intrygujące opowieści o tragicznych, szekspirowskich nieledwie, losach dynastii Andegawenów, i okruchy traktatu o kobiecości, i impresje o sztuce pisarskiej, i refleksje na temat polskiego romantyzmu oraz jego wynaturzeń. Kwaśnicka, choć lubi grać niedomówieniem, odsłania się chyba jeszcze bardziej, niż czyniła to w poprzedniej książce, i kapitalnie łączy swobodę poruszania się w uniwersum kultury, swobodne oddychanie powietrzem katolicyzmu z wątkami autobiograficznymi lub wręcz konfesyjnymi. (...)