MACIEJ PIECZYŃSKI: Co uważa pan za największy sukces pierwszych 100 dni rządu Beaty Szydło?
PROF. ZDZISŁAWKRASNODĘBSKI: Wydaje mi się, że największym dotychczasowym osiągnięciem jest spełnienie najważniejszej obietnicy, to znaczy uchwalenie programu „500+”. Na ten moment czekało całe polskie społeczeństwo…
Opozycja twierdzi, że to program socjalny, „przekupstwo wyborcze”.
To nie jest program socjalny, jego celem jest podniesienie dzietności. Dzięki temu chcemy się zmierzyć z jednym z naszych największych problemów – kryzysem demograficznym. Właśnie temu ma służyć przyznanie 500 zł dopiero na drugie dziecko, aby zachęcać do posiadania więcej niż jednego dziecka. Ukłonem w stronę najuboższych i tym elementem socjalnym jest przyznanie świadczenia najuboższym na pierwsze dziecko. Oczywiście ideałem byłoby kompleksowe rozwiązanie, obejmujące nie tylko świadczenie pieniężne. Jednak 500+ to pierwszy krok. W retoryce opozycji kryje się przekonanie, że Polski nie stać na żadną politykę socjalną czy prorodzinną. Okazuje się więc, że cała ta rzekoma siła naszego państwa, zbudowana za rządów PO, to tylko iluzja, bo z dobrodziejstw „zielonej wyspy” mogą korzystać tylko nieliczni, a dla zwykłych obywateli już nie wystarczy. (...)
PiS zapowiadał odpolitycznienie państwa. Ustawa o służbie cywilnej, mała ustawa medialna raczej tej idei nie sprzyjają.
Samo sformułowanie „odpolitycznienie państwa” jest błędem kategorialnym. Państwo z natury rzeczy jest tworem politycznym. Zapewne chodzi o odpartyjnienie, choć to też utopia. Rzekoma apolityczność służby publicznej za czasów PO to fikcja. Już bardziej partyjna, niż była za rządów Platformy, nie będzie. Coś o tym wiem, bo za pierwszych rządów PiS byłem członkiem Rady Służby Publicznej. Oczywiście pewne grupy, pewni ludzie tracą stanowiska, inni je zyskują, zawsze na początku kolejnych rządów jest nowe otwarcie, które jest też szansą dla ludzi z zewnątrz, spoza dotychczasowego kręgu władzy. Podobnie jest w przypadku mediów. Nie można mówić, że za PO były niezależne, a teraz będą partyjne. To oczywista nieprawda. Różnica polega na tym, że Platforma zachowywała pozory odpolitycznienia, poddając wszystko ścisłej politycznej kontroli. Jednak co z tego, że za jej rządów o zdobyciu stanowiska oficjalnie decydowały konkursy, skoro wszyscy wiemy, że te konkursy były ustawiane? Wtedy jakoś nikt zmianami personalnymi się nie interesował. A przecież przez ostatnie lata w służbie publicznej czy w mediach nie mógł działać żaden człowiek o poglądach zbliżonych do PiS. (...)
fot. Danuta Węgiel/FOTONOVA