Hanna Gronkiewicz-Waltz daje jasny sygnał, że jej celem nie jest pilnowanie porządku, ale doprowadzenie do eskalacji konfliktu, nawet swego rodzaju prowokacji – mówi Paweł Lisiecki.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości przyznaje, że można mieć różne zdanie na temat Marszu Niepodległości, nie znaczy to jednak, że należy go od razu rozwiązywać.
– Marsz Niepodległości ma swoich zwolenników i przeciwników. Jeżeli jednak coś odbywa się w majestacie prawa, nie powinno się tego utrudniać. Ale pozwolić w tym wypadku ludziom cieszyć się świętem 11 listopada – tłumaczy parlamentarzysta.
– Pani prezydent robi wszystko, żeby włączyć w to bieżącą politykę. Liczy na to, że sprowokuje do jakichś starć, zamieszek. To powiem szczerze jest działaniem nieodpowiedzialnym. Szalenie nieodpowiedzialnym! – nie kryje oburzenia parlamentarzysta.
– To, że Hanna Gronkiewicz-Waltz najprawdopodobniej nie utożsamia się z Marszem Niepodległości, nie zgadza się z osobami w nim idącym absolutnie nie predestynuje jej do tego, by marsz ten rozwiązywać. Oczywiście, zdarzają się różnego rodzaju wybryki chuligańskie, ale trzeba znać proporcje – mówi Paweł Lisicki. I przypomina pewne działania samej prezydent stolicy.
– Hanna Gronkiewicz-Waltz nie stawia się przed komisją weryfikacyjną. I jak na razie nikt jej jeszcze w kajdankach nie doprowadził. A komisja miałaby takie możliwości – stwierdza polityk PiS. – Podobnie z Marszem Niepodległości. Pani prezydent chce po prostu eskalacji konfliktu politycznego i przeniesienia go na ulicę. To skrajnie nieodpowiedzialna postawa włodarza miasta – podsumowuje Paweł Lisiecki.
Czytaj też:
Marsz narodowców odwołany. Ziemkiewicz: Władzuniu, jesteście żałośni
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.