Ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy”, którego fragmenty publikujey w portalu DoRzeczzy.pl przeprosiła za literówki w słynnym liście, przyznała, że polscy politycy mają oczywiście prawo do krytykowania amerykańskich mediów i nie muszą stosować się do zaleceń w sprawie rozwiązań podatkowych tak, by były korzystne dla amerykańskich firm. Generalnie łagodzi swój przekaz. Co się stało?
Jan Parys: Bardzo się cieszę, że pani ambasador Mosbacher dokonała pewnej refleksji i stara się naprawić relacje z polskim rządem. Dobrze, że pewne niedomówienia, niedopowiedzenia, zostały wyjaśnione.
Czy te wątpliwości były realnym kryzysem, czy właśnie jak Pan wspomniał nieporozumieniem?
Myślę, że nie mieliśmy do czynienia z żadnym realnym kryzysem. Raczej z brakiem profesjonalizmu i doświadczenia pani ambasador, która postanowiła bronić jednej konkretnej firmy. Zrobiła to jednak w sposób nachalny, łamiący konwencję wiedeńską o pracy dyplomatów. Pani Mosbacher zachowała się trochę tak, jakby nie miała pojęcia, że Polska jest jedynym proamerykańskim krajem w regionie i jedynym tak proamerykańskim społeczeństwem. Każda nachalna ingerencja w wewnętrzne sprawy Polski szkodzi interesom nie tyle polskim, ale amerykańskim interesom w Polsce i Europie.
Były jednak opinie, że wypowiedziami pani ambasador nie należy się zbytnio przejmować, bo nie jest ona zawodowym dyplomatą, jest trochę „Trumpem w spódnicy” i działa po prostu spontanicznie, mówi co myśli.
Tyle, że ja nie słyszałem, by celem amerykańskiej polityki na świecie było wspieranie koncernów medialnych, które nie są obiektywne w swym przekazie, produkują fake newsy. Przecież prezydent Donald Trump właśnie z fake newsami usiłuje walczyć. Mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie stacja TVN wykreowała pewne wydarzenie, przetrzymała je kilka miesięcy. A potem materiał użyła do intrygi międzynarodowej. Zachodzi podejrzenie, że TVN brał udział w operacji dezinformacyjnej wymarzonej w polski rząd. I ewidentnie nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa i niezależnością mediów.
Nie był to pierwszy spór w relacjach Polski z USA w tym roku…
Myślę, że Departament Stanu nie był zadowolony z działań pani Mosbacher. Bo jej wcześniejsze działanie stworzyło kłopoty, w żaden sposób nie przyczyniło się do umocnienia pozycji Stanów Zjednoczonych na świecie. Dobrze, że pani ambasador dokonała pewnej refleksji i wycofała się z radykalnych stwierdzeń.
Czytaj też:
Tylko w "Do Rzeczy" – Mosbacher o swoim liście: Nie da się tego obronićCzytaj też:
Marcin Makowski o wywiadzie z ambasador Georgette Mosbacher
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.