PIOTR WŁOCZYK: Broni pan instytucji, która powszechnie jest kojarzona z bezwzględną walką z nieortodoksyjnym myśleniem, torturowaniem i paleniem na stosach niewinnych ludzi. Tytuł pańskiej książki – „W obronie Świętej Inkwizycji” – w odczuciu wielu osób może brzmieć jak prowokacja, coś w rodzaju „W obronie III Rzeszy”.
DR ROMAN KONIK: Bronienie instytucji kościelnej zwanej inkwizycją nie jest prowokacją, lecz raczej zadośćuczynieniem prawdzie historycznej. Założę się, że za kilka lat powszechne będzie uogólnienie, że każdy katolicki ksiądz to pedofil. Będzie to podobny mechanizm manipulacji jak w przypadku oceny inkwizycji. Dzisiaj w potocznym wyobrażeniu inkwizytor to geriatryczny, zakapturzony mnich o skłonnościach sadystycznych, którego jedyną rozrywką było grzanie się przy płonących stosach.
Ma pan na myśli postać z „Imienia róży”?
Tak, najlepszym przykładem takiego wyobrażenia jest właśnie postać Bernarda Gui, inkwizytora Toledo, którego w swej powieści opisał Umberto Eco. Jeszcze gorzej przedstawiono go w filmie na podstawie tej książki. A przecież Bernard Gui to postać historyczna. Będąc inkwizytorem w Toledo, przez 16 lat pełnił posługę sędziego i orzekł winę w stosunku do 913 osób. Przy czym orzeczenie winy dotyczyło najczęściej błędów doktrynalnych, które obarczone były tzw. karami taryfowymi, takimi jak choćby odmawianie psalmów i odbycie pielgrzymki. Gui podczas 16 lat posługi przekazał władzy świeckiej 42 osoby jako groźnych rebeliantów, pedofilów, kryminalistów, zabójców. W wielu przypadkach Gui orzekał chorobę psychiczną, rezygnując z dalszych przesłuchań, lub nakładał kary kanoniczne. U protestantów osoby te trafiłyby niechybnie na stos. Jednak stworzony przez Eco mit działa mocniej niż prawda historyczna. Ma on jednak tyle wspólnego z prawdziwym Bernardem Gui, co postać Hansa Klossa ze Stanisławem Mikulskim. (...)