Wczoraj przypadła 20. rocznica przystąpienia Polski do Paktu Północnoatlantyckiego. Co dla Pana, jako oficera oznacza data 12 marca 1999 roku?
Gen. Roman Polko: Przede wszystkim przychodzi pewna refleksja. W 1999 roku były środowiska chcące budować jakąś alternatywę dla NATO. I dziś wiele osób ma do Paktu pretensje, że się rozbrajał, podczas gdy Rosja się zbroiła. A jednak nie ulega wątpliwości, że nikt nic lepszego od NATO nie wymyślił. Że wielu Polaków obserwując to, co dzieje się na Ukrainie, cieszyło się, że należymy do najpotężniejszego sojuszu obronnego świata. Tym, co dziś cieszy jest fakt, że w związku z agresywną polityką Rosji w Sojuszu nastąpiło otrzeźwienie, NATO znów zaczyna pełnić swoją pierwotną rolę. To może tylko cieszyć.
Jak zmieniła się polska armia przez te dwadzieścia lat?
Zaraz po wstąpieniu do NATO uczestniczyłem w misji w Kosowie. Pod względem wyszkolenia nasi żołnierze nie ustępowali kolegom z armii sojuszniczych. Jednak pod względem sprzętowym była to przepaść. Do tego zdarzało się, że żołnierze nawet elitarnych jednostek nie znali angielskiego. Dziś język ten znają niemal wszyscy. Pod względem logistycznym i sprzętowym także wykonany został skok, choć oczywiście udoskonalać wciąż się trzeba. Jednak – choć w ostatnich latach w wielu państwach NATO był problem z rozbrajaniem się, to naszej armii on nie dotyczył – akurat Polacy odrobili lekcję, są dziś pełnoprawnym członkiem NATO. A Sojusz po latach rozbrojenia ponownie zaczyna wracać do korzeni, które legły u jego podstaw.
W dyskusjach o NATO pojawiają się jednak zawsze obawy, czy w razie realnego niebezpieczeństwa NATO nas obroni, czy nie zachowa się jak nasi sojusznicy, którzy zostawili nas w 1939 roku.
Wydaje się, że NATO na pewno przyszłoby nam z pomocą w razie konfliktu o charakterze konwencjonalnym – to znaczy w sytuacji, gdybyśmy zostali napadnięci, a wróg wtargnął na nasze terytorium. Jestem przekonany, że takiej sytuacji artykuł piąty Sojuszu znalazłby zastosowanie. W przypadku klasycznego starcia, pomimo miliardów wydawanych przez Moskwę na zbrojenia, Rosja nie miałaby szans. Po prostu przewaga technologiczna NATO jest ogromna. Gorzej, w przypadku wojny niekonwencjonalnej.
Czy oznacza to, że realnym zagrożeniem miałby być atak nuklearny?
Atak nuklearny nie jest całkowicie niemożliwy. Szczególnie, że w doktrynie obronnej Federacji Rosyjskiej dopuszcza się użycie taktycznej broni jądrowej „na ograniczoną skalę”. Nie jest tam jednak sprecyzowane, co ta ograniczona skala oznacza. Raczej skutki takiego uderzenia wymknęłyby się spod kontroli. Mimo to atak z użyciem broni jądrowej jest mało prawdopodobny. Mówiąc o niekonwencjonalnym zagrożeniu miałem na myśli zagrożenia w cyberprzestrzeni. Nie jesteśmy na razie odporni na ataki armii rosyjskich trolli w internecie. Cyberbezpieczeństwo jest bardzo ważnym wyzwaniem dla NATO w najbliższych latach.
Załóżmy, że w 1999 roku Polska nie wchodzi do NATO…
Lech Kaczyński w Tbilisi w 2008 roku mówił „dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze być może Polska”. I jestem przekonany, że gdyby nie przynależność do NATO dziś to na naszych granicach mógłby być problem z tzw. zielonymi ludzikami. Wzrost bezpieczeństwa Polski po przystąpieniu do NATO jest bezsporny.
Czytaj też:
Parys: Zgoda ponad podziałami w sprawie wejścia Polski do NATO to mit
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.