Oczywiście sam fakt spędzania czasu – pod koniec życia – w zakładzie dla niewidomych w podwarszawskich Laskach i, jak relacjonują świadkowie, bliskie relacje duchowe z tamtejszymi siostrami zakonnymi mogą sugerować, że przechodziła jakąś metamorfozę. Jest jednak w tych wszystkich spekulacjach sprawa najistotniejsza – jeśli rzeczywiście do jakiejś wewnętrznej zmiany doszło, byłby to raczej akt prywatny. Czy w związku z tym możemy mówić o nawróceniu stalinowskiej bestii? W moim przekonaniu do takiego nawrócenia doszłoby, a na pewno miałoby ono zupełnie inny wymiar, gdyby Brystigerowa publicznie zdecydowała się rozliczyć ze swoją przeszłością. Gdyby np. wystąpiła z jakimś listem czy, jeszcze lepiej, spotkała się ze swoimi ofiarami bądź ich bliskimi i przeprosiła za wyrządzoną krzywdę. Żadnego jednak aktu ekspiacji ze słowami: „Przepraszam i proszę o wybaczenie” w przypadku „Krwawej Luny” nie było. (...)
O zbrodniach Brystigerowej Bugajski mówi jakby niechętnie, wyrywkowo, półgębkiem. Ot, był taki tragiczny okres w jej życiu, ale przecież sama ma z tym największy problem.
W ten sposób kat staje się ofiarą. To kolejny obraz polskiego kina – również samego Bugajskiego – który ma oswoić czerwonego mordercę. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.