Ale też od dawna żadna produkcja firmowana przez TVP (czy producent był zewnętrzny, czy wewnętrzny, nie ma tu nic do rzeczy) nie poruszyła mnie w takim stopniu jak historia życia autorki „Nie żałuję”. W ubożuchnym rankingu telewizyjnych wydarzeń ostatnich lat usytuowałbym „Osiecką” obok „Czasu honoru” i „Stulecia Winnych”. Bo mieliśmy do czynienia z wydarzeniem!
Oto pokazano nam życie kogoś, kogo – zdawałoby się – ledwie wczoraj spotykaliśmy na ulicach Warszawy, Krakowa czy Sopotu. Okazuje się, że niekoniecznie trzeba sięgać po biografie osób, których, z racji biologicznych, nikt nie może pamiętać, a w związku z tym pokazywać je można tak, jak się komu podoba. W końcu nikt się nie będzie awanturował o Eugeniusza Bodo, a tym bardziej o Helenę Modrzejewską czy Hankę Ordonówną. I tak Krystyna Janda mogła wcielić się w legendę polskiej sceny, a Dorota Stalińska w małżonkę hrabiego Michała Tyszkiewicza. Bez konsekwencji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.