Długą drogę przemierzył Ennio Morricone, zanim najbardziej prestiżowa nagroda w świecie filmu trafiła do jego rąk. Aż pięciokrotnie do Oscara pretendował, zbierał także różne inne ważne wyróżnienia, do wielu był nominowany. To prawdziwy łowca nagród. Ma ich na swoim koncie ponad 40!
Pierwsze ważne wyróżnienie i do dzisiaj jedyne przyznane mu przez jury Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji, zdobył w wieku 37 lat w 1964 roku za muzykę do filmu „Za garść dolarów”. Natomiast pierwszy raz do Oscara nominowany został w 1979 roku za soundtrack do „Niebiańskich dni” w reżyserii Terrence'a Malicka, który w roli głównej obsadził Richarda Gere. Zanim Amerykańska Akademia Filmowa nominowała włoskiego kompozytora do kolejnego Oscara minęło 8 lat. W tym czasie zgromadził już pokaźny zbiór innych nagród. Można powiedzieć, że właśnie te pierwsze oscarowe wyróżnienie rozplątało worek z nagrodami dla Ennio. Były to m.in. włoskie i brytyjskie odpowiedniki amerykańskich Oscarów, czy nagroda Stowarzyszenia Krytyków Filmowych z Los Angeles. Posypały się także kolejne nominacje.
Po raz drugi blisko Oscara Ennio Morricone był w 1987 roku. Jego kompozycja do „Misji” nie zyskała jednak na tyle uznania amerykańskich akademików, aby przyznali mu statuetkę, choć wielu się tego spodziewało. Podobnie było zresztą rok później, kiedy muzyka Włocha ozdabiała film Briana de Palmy pt. „Nietykalni”. Inne gremia częściej doceniały mistrza. Na przełomie lat 80. i 90. spadł na niego deszcz nagród, m.in. Grammy - wyróżnienie muzycznego przemysłu w Stanach Zjednoczonych (za „Nietykalnych”), Złoty Glob (za „Misję”), BAFTA (za „Cinema Pradiso”), statuetki Davida di Donatello (za „Złote okulary”, „Cinema Paradiso”, „Wszyscy mają się dobrze”, „Lata dzieciństwa”) oraz wiele innych. Kolejny raz Amerykańska Akademia Filmowa zauważyła Ennio Morricone w 1992 roku i w 2001, przyznając nominację za soundtracki do filmów pt. „Bugsy” i „Malena”. Znowu jednak wielki Włoch musiał pocieszyć się innymi nagrodami, na swojego pierwszego Oscara czekając jeszcze do 2007 roku. Wówczas Akademia zauważyła chyba, że Ennio Morricone ma już potężny dorobek i skoro do tej pory nie nagrodziła go statuetką, to może warto mu przyznać Oscara honorowego. Tak też się stało, tyle że ta specjalna nagroda, przyznawana wprawdzie twórcom o ugruntowanej pozycji, jest nieco mniej doceniana. I gdy już pewnie nikt nie spodziewał się, że wielki Ennio doczeka się Oscara, akademicy w końcu mu go przyznali. Było to rok temu za film pt. „Nienawistna ósemka” w reżyserii Quentina Tarantino. Upłynęło zatem 37 lat od chwili, gdy kompozytor został po raz pierwszy nominowany do statuetki, do czasu, kiedy po pięciu próbach, odebrał Oscara za kompozycję do filmu. Mimo początkowej niechęci, praca dla reżysera bardzo wciągnęła.
- Ennio jest moim ulubionym kompozytorem, nie tylko jeśli chodzi o twórców muzyki filmowej, ale kompozytorów w ogóle. Kiedy zapytałem go, czy nie zechciałby napisać dla mnie muzyki, niestety był akurat zajęty. Dlatego miał na początku napisać tylko temat przewodni. Ale tak go ten projekt pochłonął, że napisał całą ścieżkę dźwiękową – zdradził w jednym z wywiadów Quentin Tarantino.
Ciekawostką jest to, że wcześniej Ennio Morricone odmówił współpracy z Quentinem Tarantino przy „Pulp Fiction”, filmie, który później okazał się wielkim sukcesem. Czy to osiągnięcie byłoby możliwe z muzyką Maestro? Tego już się nie dowiemy. W każdym razie Morricone podjął się napisania muzyki do „Nienawistnej ósemki” bardzo niechętnie. Nie był bowiem zadowolony z tego, że reżyser już wcześniej użył jego tematów do innych produkcji. Do tego film jest westernem – gatunkiem, do którego powrócił po kilkudziesięciu latach przerwy. I całe szczęście. Warto posłuchać tego soundtracku!
A jakich kompozycji wielkiego mistrza usłyszymy podczas jego koncertu w Polsce? Odpowiedź poznamy 14 października w łódzkiej hali Atlas Arena. Bilety można kupić poprzez strony bilety.imprezyprestige.com, eBilet.pl oraz w salonach Empik w całym kraju. Wydarzenie organizuje agencja Prestige MJM.