Przepis znany od lat: weź kilka historycznych postaci, umieść je w wyssanej z palca kryminalnej lub obyczajowej aferze, dodaj szczyptę seksu i trochę polityki – pisze Wiesław Chełminiak.
Jako nadzienia użyj dowcipów. Jeśli masz talent, to wyjdzie ci „Zakochany Szekspir”. W przeciwnym wypadku wyprodukujesz zakalca w stylu „Czerwonej Wenecji”, z Pszoniakiem profanującym Vivaldiego. Maciej Kawalski, choć debiutant, w filmowej kuchni poczyna sobie śmiało. Anachronizmów się nie boi, pozwala aktorom szarżować. Pomnikowe postaci traktuje z dezynwolturą godną galicyjskiego gimnazjalisty. Witkacy sam się prosił, lecz ministerstwo kultury nie dało raczej pozwolenia na szarganie pamięci Conrada, Szymanowskiego, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Nałkowskiej. I co na to Iwaszkiewicz? Uczciwie trzeba przyznać, że „Niebezpiecznych dżentelmenów” od upadku z Giewontu na dno farsy często ratują wykonawcy.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.