Kawiarniani inteligenci
  • Tomasz Zbigniew ZapertAutor:Tomasz Zbigniew Zapert

Kawiarniani inteligenci

Dodano: 
Kawiarnia u aktorek
Kawiarnia u aktorek Źródło: Wikimedia Commons
Z Jarosławem Molendą, pisarzem, dziennikarzem, podróżnikiem rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert.

Tomasz Zbigniewa Zapert: Skąd wzięła się tradycja spotkań ludzi kultury przy kawiarnianych stolikach?

Jarosław Molenda: Sięga ona 200–300 lat wstecz. Pierwsze kawiarnie w Europie powstały już w XVII w. i szybko zyskiwały na popularności. Ich właściciele prześcigali się w pomysłach, jak przyciągnąć klientelę. Jedni np. zapewniali dostęp do prasy, nawet dzisiaj w niektórych wiedeńskich kawiarniach można spotkać „wieszaki” z gazetami. W innych literaci mieli do dyspozycji materiały piśmienne – na wypadek, gdyby naszło ich natchnienie i musieli zanotować ulotną myśl lub wiersz. W kawiarniach można było też odebrać przesyłkę pocztową, nie wspominając, że miejsca te spełniały rolę dzisiejszego, nie wiem, Facebooka. Można było się spotkać, poplotkować. To jest temat tak rozległy, że starczyło mi materiału na dwie książki, a myślę o trzeciej. Tymczasem odsyłam do „Z espresso przez Europę” i„W 80 filiżanek dookoła świata”.

Żaden z tego typu adresów artystyczno-towarzyskich, międzywojennej Warszawy, dajmy na to Ziemiańska, Zodiak czy Instytut Propagandy Sztuki, nie miał szans na odtworzenie po roku 1945?

Wydaje mi się, że popularność niektórych kawiarń wynikała ze szczęśliwego zbiegu kilku czynników – czasu, miejsca i ludzi. Nie każdy prowadzący kawiarnię chętnie gościł brać literacką, malarską czy muzyczną. Jednak, jeżeli „czuł ducha” kultury, istniała duża szansa, że zagoszczą u niego artyści. Dlatego, gdy „element ludzki” się wykruszał, samo miejsce nie mogło się obronić. Czasami udawało się przedłużyć żywot czy raczej reanimować jakąś kawiarnię, np. Jamę Michalikową w Krakowie, ale realia socjalistyczne to jednak inna bajka niż II Rzeczpospolita.

Wywiad został opublikowany w 25/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także