Reżyser Spike Lee, odebrał Oscara wraz z Charliem Wachtelem, Davidem Rabinowitzem i Kevinem Willmottem za film „Czarne bractwo. BlacKkKlansman”. Lee to reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Artysta odbierając nagrodę, w trakcie swojego wystąpienia nawiązał do obecnej sytuacji politycznej w Stanach Zjednoczonych.
– Jest rok 2019. Jest rok 1619... Czterysta lat temu nasi przodkowie zostali wykradzeni z Matki Afryki i przywiezieni do Jamestown w Wirginii (…) Oddaję hołd naszym przodkom, którzy zbudowali ten kraj – mówił Lee, wspominając historie swojej babci. – Moja babcia, która dożyła stu lat, poszła na uczelnię, choć jej mama była niewolnicą – mówił artysta, dziękują babci, że ta wspierała go w pójściu na studia.
Następnie Lee, znany z niechęci wobec obecnego prezydenta USA Donalda Trumpa, zachęcał do wzięcia udziału w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. – Wybory prezydenckie w 2020 roku są tuż za rogiem. Niech wszyscy się zmobilizują (…) Wszyscy bądźmy po właściwej stronie historii. Dokonajmy moralnego wyboru między miłością a nienawiścią – podkreślił Lee.
Czytaj też:
"Roma" czy "Zimna wojna"? Zobacz kto dostał Oscary