Legendarny działacz opozycji z okresu PRL Jan Lityński spoczął w środę na Wojskowych Powązkach w Warszawie. W czasie uroczystości pogrzebowych doszło jednak do bardzo przykrej sytuacji. Na Mszę żałobną nie wpuszczona została Zofia Romaszewska. – To przerażające, co się dziś wydarzyło – komentowała przykre zdarzenie ze swoim udziałem doradczyni prezydenta.
Czytaj też:
Ostatnia droga Jana Lityńskiego. Poruszające słowa żony
"Reakcja nie na miejscu"
O wczorajszym incydencie opowiedział w rozmowie z serwisem wPolityce.pl Błażej Spychalski. – Informacja, że limit miejsc został wyczerpany, podczas gdy sama pani Zofia powiedziała, że osoby, które były w kościele siedziały w jednym miejscu, a pani Zofia mogłaby spokojnie usiąść po drugiej stronie i nie byłoby żadnego kłopotu. To naprawdę smutna sytuacja, niepotrzebna i przede wszystkim reakcja wielu osób była moim zdaniem nie na miejscu – ocenił rzecznik prezydenta.
"Przyszła pożegnać kolegę"
Spychalski przyznał, że nie potrafi zrozumieć jednej rzeczy, która w kontekście tej sprawy zdaje się być fundamentalna. – Chodzi właśnie o Zofię Romaszewską. Jej dokonania, dokonania jej świętej pamięci męża są niezaprzeczalne. Myślę, że tu chodziło o panią Zofię – stwierdził. Rzecznik Andrzeja Dudy podkreślił, że Zofia Romaszewska przyszła tam pożegnać swojego dobrego kolegę, osobę, z którą znała się od wielu lat. – Śp. Jan Lityński współpracował z Romaszewskimi przez bardzo długi okres swojego życia. Ciężko mi zrozumieć argumenty, które się w tym zakresie pojawiają – dodał.
Rozmówca wPolityce.pl zdradził, że rozmawiał z Romaszewską po tym incydencie. – Była naprawdę wstrząśnięta tym, co się stało, była roztrzęsiona. Ja nigdy nie widziałem pani Zofii w takim stanie – przyznał.
Czytaj też:
Romaszewska: Jestem absolutnie wstrząśnięta tym, co się wydarzyło