W rozmowie z Antonim Trzmielem na antenie radiowej Jedynki Szwagrzyk mówił o poszukiwaniach szczątków ofiar terroru komunistycznego, które trwają na "Łączce".
– Mamy doskonałych ludzi i świetny zespół. Pamiętamy, że najważniejszym kryterium jest rzetelność badań. Sądzę, że prace zakończymy w czerwcu. Mam nadzieję, że pogoda dopisze. Najbardziej przeszkadzałyby nam obfite opady – tłumaczył.
Zatrzeć ślady
Szwagrzyk mówił, że na dołach śmierci, do których wrzucano ofiary, zbudowano w latach 80. pomniki zasłużonym dla władzy ludowej. – Dzisiaj w tych miejscach znajdujemy ludzkie szczątki. Działań maskujących, które miały doprowadzić do całkowitego zapomnienia i zatarcia śladów, mamy na Łączce naprawdę dużo – powiedział.
– Tutaj rodzi się coś nowego. Bardzo wielu młodych ludzi z kraju i z zagranicy przyjeżdża tylko po to, żeby pracować w tym wyjątkowym miejscu. Oni mają w sobie niezwykłą wrażliwość, ale również głębokie przekonanie, że w taki sposób trzeba służyć Polsce. Myślę, że powinniśmy być z nich dumni – oświadczył historyk.
Szwagrzyk: To nasz polski obowiązek
Szef zespołu poszukiwawczego IPN podkreślił, że ataki ze strony różnych środowisk nie zatrzymają prac archeologów na warszawskich Powązkach.
– My robimy swoje. Taki jest nasz polski obowiązek i my go spełnimy. Jeżeli ktoś uważa, że szczątki polskich bohaterów powinny spoczywać zabetonowane w ziemi, to cóż... Czy jest tutaj pole do dyskusji? Nie ma. To są dwa różne światy – ocenił.
Szwagrzyk zapowiedział kolejne identyfikacje ofiar komunizmu. – Bardzo bym chciał, żeby byli wśród nich także rotmistrz Witold Pilecki i generał August Emil Fieldorf "Nil". Wierzę, że taki dzień nastąpi. Wtedy ogłosimy to uroczyście w Pałacu Prezydenckim – powiedział wiceprezes IPN.