"Liczba obwodowych komisji wyborczych można wzrosnąć nawet o 20 tys., czyli o 75 proc. Dziś jest ich ok. 75 tys. PiS liczy, że dzięki temu zwiększy frekwencję na terenach wiejskich i wygra" – podaje gazeta.
Zmiana ta miałaby być jedną z kilku, jakie partia rządząca chce wprowadzić do prawa wyborczego. "DGP" wskazuje, że frekwencja w dużych miastach, np. w Warszawie, to ok. 80 proc. Z kolei na wsi to znacznie mniej – od 35 do 40 proc. Większa liczba lokali oznacza łatwiejszy dostęp. – To porażające dane. W dużej mierze to problem odległości od najbliższego lokalu wyborczego – przekonuje rozmówca z rządu.
Obok zagęszczenia sieci lokali wyborczych na terenach wiejskich, PiS planuje też wynagrodzeń dla mężów zaufania (50 proc. diety członka komisji), możliwości nagrywania prac komisji i konieczności liczenia głosów przy obecności wszystkich jej członków. – Trzeba będzie dosypać pieniędzy. Ale na demokracji się nie oszczędza – mówi polityk z PiS.
Takiego sondażu nie było od dawna. Polityczne trzęsienie ziemi
Kantar Public opublikował sondaż, w którym Koalicja Obywatelska wyprzedza PiS. Do Sejmu dostałoby się pięć partii. Badanie przeprowadziła firma Kantar Public. Chęć udziału w najbliższych wyborach do Sejmu zadeklarowało 67 proc. respondentów, przy czym 30 proc. osób jest zdecydowanych, aby oddać głos, a 37 proc. ankietowanych "raczej" planuje to zrobić. Do wyborów nie zamierza iść natomiast 23 proc. respondentów. 10 proc. badanych nadal nie ma zdania. Z sondażu wynika, że do Sejmu weszłoby pięć partii: KO, PiS, Lewica, Polska 2050 i Konfederacja.
Szef PO Donald Tusk określił sondaż mianem "pierwszego prezentu na Boże Narodzenie".
Czytaj też:
Morawiecki o trzeciej kadencji PiS-u. "Teraz możemy wrzucić piąty bieg"