W sprawę zamieszanych jest 200 dziennikarzy. Rząd Niemiec, oraz podległe mu organy federalne, płaciły za "moderację, teksty, redagowanie, szkolenia, wykłady i inne wydarzenia". Na liście dziennikarzy mieli znaleźć się również reporterzy opłacani przez Federalną Służbę Wywiadowczą.
Skandal w Niemczech
Około 900 tys. euro miało trafić do dziennikarzy z publicznych mediów, podczas gdy kolejne 600 tys. do dziennikarzy z mediów prywatnych.
"Lista podobno nie obejmuje kwot wypłacanych dziennikarzom przez Federalną Służbę Wywiadowczą. Jako powód podano dobro państwa" - donosi serwis stacji Deutschlandfunk.
Skandal dotyczy dziennikarzy z największych niemieckich mediów. Mowa o pracownikach "Spiegel", "Zeit" czy "Tagesspiegel".
Dla przykładu dziennikarz ZDF otrzymał ponad 32 tysiące euro od Federalnego Biura Prasowego na "tworzenie treści wideo".
Zastępca lidera partii FDP Wolfgang Kubicki przyznaje, że tego typu umowy są "wysoce problematyczne", wskazując, że dziennikarze powinni kontrolować świat polityki, a nie mu służyć.
Thorsten Frei z CDU przyznaje w rozmowie z "Bild", że dziennikarze powinni być niezależni, a obecna afera źle wpływa na obraz całego niemieckiego dziennikarstwa.
Czytaj też:
Władze landu chcą zablokować polską inwestycję. Domagają się interwencji BerlinaCzytaj też:
"Najgorsza zbrodnia w najnowszej historii Hamburga". Nie żyje siedem osób