W związku z wypadkiem eksperci lotniczy stawiają sobie dwa główne pytania. Pierwsze, dlaczego akcja poszukiwania pilota trwała tak długi. Drugie – czy oficer zdążył się katapultować, czy wyszedł z samolotu o własnych siłach.
Media zwracają uwagę, że informację o katapultacji pilota przekazywali w pierwszych godzinach po katastrofie przedstawiciele ministerstwa obrony. Potem zaczęto tonować te doniesienia. – Według mojej wiedzy on się nie katapultował. Dlatego nie zadziałał nadajnik, dzięki któremu szybko ustalono by pozycję pilota – powiedział "Faktowi" wysoki rangą oficer sił powietrznych.
Podobne zdanie w tej sprawie ma Wojciech Łuczak z magazynu "Raport Wojsko Technika Obronność". – Dwa niezależne źródła twierdzą, że do katapultowania pilota nie doszło – oświadczył w rozmowie z dziennikiem. Według eksperta po przymusowym lądowaniu pilot mógł wybić owiewkę kabiny i sam wydostać się z wraku maszyny.
MON poinformował w komunikacie, że miejsce wypadku badają teraz Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, prokuratura i Żandarmeria Wojskowa. "Do czasu wyjaśnienia okoliczności prosimy o wstrzymanie się z spekulacjami i ocenami" – napisano w oświadczeniu. Pilot rozbitego samolotu trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację.
Była to pierwsza katastrofa MiG-29 latającego w biało-czerwonych barwach. Po wypadku armia zdecydowała o uziemieniu wszystkich tych maszyn do czasu zakończenia śledztwa.
Czytaj też:
Samolot z ekipą Andrzeja Dudy musiał zawrócić. Tajemnicza usterka