Marcin Makowski: Jackson Diehl, jeden z czołowych dziennikarzy „The Washington Post”, napisał niedawno artykuł, w którym uzewnętrzniając lęk przed „skrętem Polski na prawo”, niemal słowo w słowo powtórzył argumentację naszych mainstreamowych mediów. Skąd ta zadziwiająca zbieżność narracji?
Matthew Tyrmand: Wydaje mi się, że nie napisał samodzielnie tego artykułu. Może fizycznie nikt nie podesłał mu gotowca, ale czuję, że to klasyczny przykład wpływu zza pleców „specjalnego korespondenta z Polski”, Anne Applebaum. Są tam wszystkie znaki rozpoznawcze jej narracji. Chociaż Polska nie jest najlepszym miejscem do bycia Żydem, to liczba wzmianek o antysemityzmie jest oszałamiająco nieproporcjonalna. Odwoływanie się do tak słabego argumentu pokazuje tylko, jak zdesperowani stali się ludzie, których odrzuciły nowa władza i w dużej mierze społeczeństwo.
Diehl odwołuje się jednak głównie do „cenzury” medialnej w Polsce – minister kultury chce spacyfikować teatr, a niesfornych dziennikarzy niemal wyrzuca z telewizji…
I dokładnie przez taki pryzmat Polskę chcieliby widzieć zagraniczni lewicowi dziennikarze. Kraj pełzającego autorytaryzmu i kulturowych faszystów. (...)
To ciekawe, co mówisz. Tak się składa, że Jackson Diehl to stary znajomy pani Applebaum jeszcze z czasów relacjonowania „polskiej drogi do demokracji” w Warszawie. Może przemawiają jednak przez ciebie prywatne animozje? Żonę Radka Sikorskiego nazywasz w swoich tekstach „królową bzdur”, widzisz w niej medialnego demiurga. Nie przeceniasz jej możliwości?
Mediami i mechanizmami, które nimi rządzą, zajmuję się od lat. Jestem przekonany, że obecna fala czarnego PR, która płynie z zachodniej prasy, to zaaranżowany spektakl. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.