Znałem i znam ludzi, którzy 1 sierpnia byli jakby nieżywi. Przychodził TEN DZIEŃ, a oni tracili głowę. Zapominali o pracy, rodzinie, życiu. Jakby nagle przenieśli się z tego tu i teraz w inny świat. Wspomnienie to oszołamia ich nadal, po 69 latach. Ten rozbłysk wolności, to poczucie podniesienia głowy i dumy, ta radość, że wreszcie – po kilku latach upodlenia, prześladowania, strachu oraz deptania ich uczuć, marzeń, godności i człowieczeństwa – można było stanąć prosto i odpowiedzieć zbrodniarzom tak, jak na to zasłużyli. Im większe nasilenie zła i cierpienia, tym większa była euforia.
Nieśmiałego i dalekiego odblasku takiego uczucia może doświadczyli ci, jak ja sam, którzy w 1980 r. usłyszeli o buncie robotników Wybrzeża. O tym, że wreszcie ludzie powstali przeciw ciemiężycielom. Mówię „słaby odblask”, bo jakkolwiek wspaniały był zryw robotników Sierpnia, to nie może on być wprost porównywany z doświadczeniem powstańców.
Tym samym odsłania się pierwszy, może najważniejszy wymiar powstania, które było radykalnym sprzeciwem wobec zła. Protestem słabszych, uciskanych i niszczonych Polaków przeciw bucie, okrucieństwu oraz pogardzie niemieckich okupantów. A więc powstanie jako moralny sprzeciw i akt obrony godności.
Drugie znaczenie ściśle do tego pierwszego przylega. Powstanie bowiem nie tylko było osobnym wydarzeniem historii, faktem oderwanym i zamkniętym. Nie. Dla kolejnych pokoleń stało się mitem, wzorem, modelem. Polacy nie byliby sobą, gdyby nie ono. Polskość to ostatecznie właśnie też owo szaleńcze niekiedy, niedające się okiełznać i ująć w karby, niesforne, co się zowie umiłowanie wolności. W tym sensie mit powstania kształtował wszystkich tych, którzy walczyli o polską niepodległość po 1944 r. Którzy nie zgadzali się na dziejowe konieczności, na brutalną siłę komunistycznych pacyfikatorów. „Charakter narodowy” to wyrażenie wyśmiane i wyświechtane. W przypadku jednak powstania ma ono znaczenie.
Rzecz ostatnia to powstanie jako przedsięwzięcie wojskowe i polityczne. Tu od lat trwa dyskusja o jego szansach. Dyskusja niełatwa, tym bardziej że ci, którzy ją prowadzą, chcieliby oddzielić chłodną kalkulację i analizę od emocji, uczuć, mitologii. To naturalne. Ocenia się przecież każdą decyzję polityczną, a szczególnie tak znaczącą dla losów narodu, patrząc na jej konsekwencje. Klęska militarna powstania nie budzi zaś wątpliwości. Dlatego trzeba badać jej źródła. Nie wolno racjonalizować błędów politycznych ich przyszłymi moralnymi czy metafizycznymi, pozytywnymi skutkami. Być może powstania nie dało się uniknąć. A być może jego ogłoszenie wynikało z nadmiernej wiary we własne siły i naiwności. Taka dyskusja będzie trwać tak długo, jak długo polskość i Polska będą czymś ważnym. Świadczy ona ostatecznie o dojrzałości i dorosłości narodu, uczy przecież politycznego myślenia.
Taka dyskusja ma jedno ograniczenie: nie wolno kwestionować ofiary i podważać bohaterstwa powstańców. Z nich wszyscyśmy wyrośli.