W Grecji doszło do kolejnej nieudanej próby eksmisji zbuntowanych prawosławnych mnichów z klasztoru Esfigmenu na górze Athos. Kilkuset policjantów usiłowało zająć klasztor, w którym zabarykadowało się 118 jego mieszkańców, jednak ponownie okazało się to niemożliwe. Na przeszkodzie stoi przede wszystkim ukształtowanie terenu, które umożliwia mnichom skuteczną obronę.
Zbuntowani mnisi
Mający tysiąc lat klasztor Esfigmenu jest jednym z 20 monasterów góry Athos, która należy terytorialnie do Grecji, ale kościelnie podlega patriarsze Konstantynopola. Mnisi z tego klasztoru weszli w konflikt z nim w 1967 r., gdy do ówczesnego patriarchy Atenagorasa przybył z wizytą papież Paweł VI. Oskarżyli wówczas swego zwierzchnika o zdradę prawosławia. Ponieważ jego następcy kontynuowali linię dialogu z Watykanem, opinii tej nie zmienili. W 2002 r. patriarcha Bartłomiej uznał wspólnotę Esfigmenu za nielegalną i nakazał jej mnichom opuszczenie klasztoru. Oni jednak, mimo poparcia władz greckich dla stanowiska Patriarchatu Ekumenicznego, stale opierają się jego żądaniom.
W 2005 i ponownie w 2020 roku grecki trybunał konstytucyjny nakazał mnichom opuścić zajmowane przez ich budynki. Po zajęciu części terenu należącego do klasztoru przez siły porządkowe, mnisi wywiesili baner „Prawosławie albo śmierć”. Żyją w stanie oblężenia, żywiąc się uprawianymi przez siebie owocami i warzywami. Inne potrzebne produkty są im dostarczane nielegalnie przez łodzie rybackie. Mają również konto bankowe, które umożliwia wpłaty na ich rzecz.
Czytaj też:
Zakonnice ekskomunikowane za przestępstwo schizmyCzytaj też:
Zbuntowane siostry klaryski oskarżone o schizmę