Polityk na antenie Polskiego Radia 24 zaznaczył, że "pomimo trudnych warunków" i "narastającej presji czasu" misja ewakuacyjna z Afganistanu jest kontynuowana. – Wciąż jest bardzo duża liczba osób, które chcą stamtąd wyjechać – podkreślił.
– Wszyscy Polacy, którzy znajdowali się na terytorium Afganistanu i zgłaszali chęć wyjazdu, są już w kraju. Są już bezpieczni – dodał wiceszef MSZ.
Marcin Przydacz poinformował, że drugą grupą priorytetową do ewakuacji byli współpracownicy dawnej polskiej ambasady w Kabulu. – Przez wiele lat funkcjonowała tam placówka dyplomatyczna. Wiedzieliśmy, że te osoby również mogą być zagrożone – powiedział. – To byli nasi przyjaciele – stwierdził polityk. Wiceminister zaakcentował, że wszyscy, którzy zgłaszali chęć wyjazdu, zostali już wraz ze swoimi rodzinami ewakuowani.
– Trzecią grupą byli wszyscy ci, którzy pracowali nad rzecz demokratycznego Afganistanu, a jednocześnie w jakiś sposób zasłużyli się dla Polski – powiedział gość Polskiego Radia i dodał, że na ten moment do Polski trafiło już ponad 400 osób.
"To nie są uchodźcy"
Wiceminister odniósł się również do kryzysu, który od kilku dni ma miejsce na pograniczu polsko-białoruskim. Polityk podkreślił, że wśród osób koczujących przy granicy są nie tylko Afgańczycy, ale też wielu obywateli krajów bliskowschodnich. – To są migranci ekonomiczni, a nie uchodźcy, którzy są legalnie zwożeni na Białoruś przez Aleksandra Łukaszenkę – stwierdził dobitnie.
Jego zdaniem trudna sytuacja w Afganistanie może doprowadzić do kolejnej fali migracyjnej, jednak obecnie nie jest ona obserwowana. – Nie jest wykluczone, że za jakiś czas taka fala do Europy dojdzie – dodał.
Czytaj też:
MSZ ma ofertę dla białoruskich władz. Czy na granicę trafi konwój z pomocą humanitarną?Czytaj też:
Straż Graniczna: Część osób została zabrana, a nowe przywiezioneCzytaj też:
MFW dziękuje Morawieckiemu za pomoc Polski w ewakuacji z Afganistanu