Kilka dni temu kontrowersyjny kapłan udał się na wschodnią granicę wraz z ewangelickim pastorem. Po dotarciu na miejsce spotkało ich rozczarowanie - Straż Graniczna również ich nie dopuściła do znajdującej się po drugiej stronie granicy grupy.
– Nie wiem, czy ks. Lemański jest jeszcze księdzem. Na tych wszystkich akcjach nie widziałem jeszcze modlącego się ks. Lemańskiego – stwierdził Karczewski. Gdy dziennikarka zwróciła mu uwagę, polityk wycofał się. - No dobrze, prowadzi jeszcze taką działalność – dodał.
– To jest prowokacja polityczna. Jest zagrożenie naszej granicy, więc tutaj naprawdę powinniśmy poważnie do tego podejść. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby się wpisywać w akcję prowokacyjną białoruskich służb – przekonywał.
Jest odpowiedź duchownego
Na słowa senatora sam zainteresowany.
– Ja się już trochę przyzwyczaiłem. Natomiast, jak ktoś ma wątpliwości, niech spojrzy na ks. Lemańskiego sprawującego Eucharystię na Wałach Jasnogórskich, albo, gdy modlę się za powstańców na Placu Krasińskich w Warszawie albo w zakładzie karnym, gdzie jestem kapelanem– stwierdził kontrowersyjny duchowny w rozmowie z TVN24.
"Ci ludzie są za jakąś umowną linią..."
Według ks. Lemańskiego "rządzący w naszym państwie traktują nas i tych ludzi jak jakieś pionki w swojej grze". Jego zdaniem pomoc 32 osobom dla kraju tak dużego jak Polska nie stanowi żadnego problemu.
– Mam za sobą doświadczenie niełatwe, bo jestem kapelanem w zakładzie karnym i tam ci ludzie mają prawo do leczenia, do nakarmienia, zachowania ich diet. A tutaj słyszymy, że ci ludzie są tych praw pozbawieni ponieważ są za jakąś umowną linią wyznaczoną przez biało-czerwoną taśmę i szpaler policjantów oraz żołnierzy Straży Granicznej. To jest bardzo przykre – mówił przed kamerami kapłan.
Czytaj też:
"Zlot celebrytów, politykierów". Ks. Isakowicz-Zaleski o sytuacji na granicyCzytaj też:
Karczewski: Dramat na granicy? Dramatyczna sytuacja to jest w Kabulu