OD POCZĄTKU II Rafała Trzaskowskiego wielokrotnie spotykałem na posiedzeniach sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej.
Nie zauważyłem, by był szczególnie zainteresowany poważną, rozumiejącą dyskusją z poglądami, które odrzuca. Reagował raczej typowym dla dulszczyzny-tuszczyzny świętym oburzeniem na każdy głos kwestionujący dogmaty euroortodoksji. Z pewnym zdziwieniem więc przeczytałem jego żale, że na przykład balcerowiczowskie wezwania do przemocy (co najmniej psychicznej), do „stawiania pod pręgierzem” zwalczanych dziennikarzy, zostały „wyrwane z kontekstu”.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.