Bo bez niego sprawy by się tak nigdy nie potoczyły, albo potoczyłyby się wolniej i może nie w tym kierunku. Kowidki dzielę na epidemiologiczne, i tu o wirusie po świecie, i obyczajowe, bo – moim zdaniem – kowid przyspiesza albo deformuje pewne społeczne procesy. Piszę o tym, bo jak sobie odpuściłem na tydzień kowidki (a regularnie były w rytmie sobota-niedziela, by było lżej czytać po tygodniowym hardcorze), to się przeciągnęło. I teraz trzeba się odkopać. Uzysk jest taki, że mam ich po kilkadziesiąt na cztery sekcje (międzynarodowe i polskie kowidowe i obyczajowe w tym samym podziale), a więc jest z czego czerpać. Kłopot zaś w tym, że mi się wiele fajnych zestarzało i przepadło. Tak tylko piszę, bo przez ostatni miesiąc mi mocno przybyło czytelników i żeby ci nowi wiedzieli o co kaman w tych kowidkach. Dziś polskie, polityczno-obyczajowe.
Kryzys na granicy
No i zaczynamy od tematu już starego, ale w rekapitulacji pewnych odkryć, wciąż ciekawego – granica. Kłopot z tym, że świat odwołał alarm, a tam właściwie, oprócz widowiskowych masówek, nic się nie zmieniło. Dalej atakują tyle, że już mniejszymi oddziałkami, a więc temat aktualny, choć już nie grzany przez media. (Teraz mamy OOB, Omikrona Okrutnego Bezobjawowego). A ja będę przypomniał, zwłaszcza graniczne odjazdy, bo nam się wydaje, że przemknęły, niektórych zawstydziły, ale nie wolno o nich zapomnieć, bo granica pokazała… granice naszych absurdalnych czasów. No bo popatrzmy:
To, że stanowisko w sprawie sytuacji na granicy zabrała Polska Akademia Nauk może dziś dziwić tylko jakiegoś naukowego hardcora. No ale to, że stanowisko tejże PAN zajęła w wiadomej sprawie Rada Naukowa Instytutu Biologii Ssaków może już dziwić, chociaż formalnie rzecz biorąc na granicy dymią ssaki. Ale dla humanizujących celebrytów, którzy hamletyzują tamże może to być zaskoczenie. Choć z drugiej strony właśnie oni przekonują, że tu wszystko ludzie są, a więc i ssaki. Czyżby wyrywni na granicy mieli jednak rację?
Za to Rada Miasta Poznania też się wypowiedziała, tyle, że zablokowała uchwałę popierającą Straż Graniczną. To jest paranoja. No, bo co samorząd ma do tych spraw, no – powiedzmy, że może w powiatach nadgranicznych, ale moim zdaniem nie powinni podejmować takich uchwał w żadną stronę. Ale wyrazy poparcia tamtym na granicy to dobry gest wsparcia, jak widać w drugą stronę działa wedle prawideł wojny polsko-polskiej. Wszystkie tego rodzaju „odrzucenia” pochodzą od samorządu zdominowanego przez opozycję. Po nas choćby POtop?
Dostało się też pięknoduchom z opozycji za wskazywanie na okrucieństwo używania armatek wodnych wobec szarżujących nachodźców. Że to nie po ludzku, zwłaszcza zimą. Od razu grzebaluchy z opozycji wobec opozycji wypatrzyły taki sam wątek, kiedy za władzy PO polewano tak protestujących górników polskich. W lutym. O tym, że wtedy strzelano gumowymi kulami, a na granicy okrutnie nie, nikt się z opozycji nie zająknął. A więc obcych szkoda, a własnych nie, pod warunkiem, że kolor pały i sikawki, które leją kogoś jest prawilny. Dziś we wszystkich, niedopuszczonych, mediach słyszymy jakie to okrucieństwo, a wtedy za PO „Świat się dowiedział – nic nie powiedział”.
Jak pisałem, wygląda na to, że kryzys graniczny się zwinął, co wcale nie jest takie pewne, ale o tym – gdzie indziej. Wielu spekuluje dlaczego tak się stało. Jedni, ci patriotyczni, że niby dlatego, że stawaliśmy dzielnie i daliśmy odpór. Niewdzięcznicy, że to załatwiła Merkel, co ma pokazywać wiodącą rolę Niemiec w Europie oraz imposybilizm nieudaczników z PiS-u. Ja jednak jestem zwolennikiem, że załatwiała nam to… Lempartowa. Jak tylko stwierdziła, że wybiera się nad granicę w akcji „Matki na granicę” (Lempartowa? Matka?), to chyba to poszło w Al-Jazeerze i u białoruskich, bo nachodźcy natychmiast się wycofali. Może jednak wysyłać Lemaprtową w strefy konfliktu jako nasz „towar” eksportowy i wunderwafel?
W związku z granicą pojawił się nieoczekiwanie wątek… aborcyjny. Tak, tak. Nie wiem czy pamiętacie państwo tę walkę (niedokończoną zresztą) czy obywatel(-ka?) w łonie to człowiek, czy płód. Okazało się, rzecz jasna dialektycznie, że to zależy. Zależy jakiej rasy i w jakich okolicznościach, w dodatku zależy czy to człowiek czy np. zwierzę. Bo pani redaktor Pochanke, kiedy walczono o ratowanie nienarodzonych małych dziczków, to ikonicznie się martwiła „jak strzelać [do dzików] by nie zabić matki z dziećmi”. To jeśli chodzi o różnicowane gatunkowe – maciora to ma dziecko w łonie, ale mama-człowiek – płód. Jest też różnicowanie rasowe. Proszę bardzo: w mediach postępowo dialektycznych relacja z pogrzebu nienarodzonego dziecka uchodźców. Nie dość, że pisze się o zmarłym jako o dziecku, to okazuje się, że to był nienarodzony chłopczyk. Jakież to inne niż ten nasz bezosobowy płód choć był przecież obecny w ustach tych samych mediów i działaczy.
Kowidki
Kończymy na razie z granicą. Nie wiem czy Państwo ale ja już mam dość pojawiających się prawie codziennie ckliwych historii z przekąsem, to znaczy – ckliwie się opowiada o mężu trójki dzieci, co to rumakował kowidowo, nie szczepił się, płaskoziemił, a tu teraz (element przekąsu) jakiś lekarz z dyżuru pisze, że właśnie umiera pod respiratorem. Mam tego już cały folder. Piszą to różni ludzie i sam już nie wiem czy to moda na taka figurę ckliwość-przekąs, czy po prostu jakieś gniazdo trolli nadaje. Dla tych, co chcą dać temu odpór proponuję z mego zestawu a rebours, podobną konstrukcję, tyle, że na odwrót. Do skopiowania linku i wysyłania takowym.
Nie wiem czy państwo pamiętają łzawą historyjkę o lekarzu, który tak się zapracował na wiele zmian, że zszedł w pracy. Było wtedy o przeciążeniu służby zdrowia, małej kasie, pisowskich wyzyskiwaczach i takie tam. Dziś okazało się, że lekarz był nieźle nawalony i w rzeczywistości udusił się własnymi wymiocinami. Tak to spadają maski. A gdzie dziennikarze, którzy grzali tego newsa w poprzedniej wersji? No nie ma. Czekają aż ich wpuszczą w strefę graniczną, by zrobić równie obiektywne materiały?
Przychodzą rachunki za lockdowny. Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej wystosowała w imieniu 279 podmiotów pozew zbiorowy przeciwko państwu polskiemu na kwotę 211 milionów złotych. To oczywiście kropla w morzu gastronomii, bo pod lockdownowy nóż poszło tysiące takich jednostek. Ale jak zrobi się wyłom i precedens, to ruszy lawina. W dodatku jak pozew trafi na nieprzychylne PiS-owi sądy to wyrok pozytywny dla gastronomów jest pewny. A już od roku, czyli od początku, mówimy tu, że lockdowny są i były bez sensu. Ostatnio potwierdził to nawet minister Niedzielski. A było się słuchać, a teraz trzeba będzie zapłacić. Ale nie, czekaj,… naszymi pieniędzmi?
No mamy nowe podejście do mieszkalnictwa. Wiemy, że mamy – dla planety – zmniejszać swoje aspiracje, w tym nie tylko konsumpcyjne, ale i życiowe. Stymuluje nas ku temu zmniejszenie zarobków i przejście na gwarantowany żołd socjalny. Będzie więc minimalistycznie, ale ekologicznie. Nie będziemy zaśmiecać planety namiarem potomstwa produkującym dwutlenek węgla, tym bardziej jeść gazujących klimat krów. Ale towarzyszy temu również mieszkalnictwo. Mamy już kawalerki o powierzchni 2,5 metra, wygląda to nieźle. Ale ja, internowany w stanie wojennym więzień miałem mniej więcej tyle na głowę we więźniu i można powiedzieć, że siłę przeżycia daje tylko nadzieja na wyjście.
Lubię czytać pisma branżowe. Ciekawią mnie tam zwłaszcza różne modele biznesowe. Inaczej handluje się np. dywanami a inaczej alkoholem. No i na portalspozywczy.pl, w dziale… „handel i dystrybucja” trafiłem na opis szabru sklepów, który odbył się w Kalifornii. To ciekawe, bo może w dzisiejszych czasach model dystrybucji przez szaber jest jakąś alternatywą dla gospodarki starego wzoru. Nie trzeba zatrudniać sporej części łańcucha dostaw, wystój sklepu nie jest ważny, to samo (uciekająca) obsługa. Biznes niesie nieoczekiwane rozwiązania. Pamiętam jak kiedyś dyskutowaliśmy w gronie fachowców i naukowców o logistyce zbierania śmieci. Jeden z prelegentów wykazał, że są na to dwa sposoby: światowy i bułgarski. Ten pierwszy polegać miał na zbieraniu i komasowaniu śmieci, w celu ich utylizacji, drugi – bułgarski na ich rozpraszaniu. I jak tu się nie fascynować kreatywnością biznesu?
Obyczajówka
Ale przejdźmy do obyczajówki w stanie czystym, czyli jak naprawdę żyją Polacy w czasach ekstremalnych. Będą dwa cytaty. Pierwszy: „W Sulejówku pies w typie owczarka niemieckiego rzucił się na mężczyznę i odgryzł mu nos. Poszkodowany trafił do szpitala, ale organ został w domu. Nos miał dostarczyć do szpitala przyjaciel mężczyzny, ale utknął w korku.”
Drugi cytat, bardziej zawiły. Suspens z nieoczekiwanym rozwiązaniem: „Wieluń . Nie lada niespodzianka spotkała patrol lokalnej drogówki, zatrzymali auto prowadzone przez całkowicie nagiego mężczyznę. Dla doświadczonych funkcjonariuszy nie byłoby to takie dziwne, gdyby na fotelu pasażera nie siedział przypięty pasami… łabędź, a z tyłu oraz w bagażniku znajdowało się w sumie kilkanaście kur. Mężczyzna, 31-letni Daniel R, początkowo nie był w stanie sobie przypomnieć jak się nazywa, ani skąd w aucie wzięły się zwierzęta. Po chwili stwierdził, że prawdopodobnie podróżują autostopem, ale nie chciał być wścibski, więc nie zadawał im takich osobistych pytań. Skarżył się, że kury nie chciały zapiąć pasów.
Funkcjonariusze zdecydowali się przebadać go na miejscu alkomatem, jednak okazało się, że jest całkowicie trzeźwy. Nic nie wykazały również policyjne narkotesty, jednak one nie wykrywają popularnych ostatnio dopalaczy. W międzyczasie Daniel wielokrotnie zmieniał wersję wydarzeń. Twierdził, że ptaki musiały się dostać kiedy otworzył okno na światłach, chwile później, że były już na wyposażeniu auta kiedy je nabywał, albo, że jest taksówkarzem, a sytuacja na rynku nie pozwala mu wybrzydzać w klientach. Próbował też wmówić policjantom, że to nie on prowadził auto, mimo tego, że nadal znajdował się za kierownicą. Kontakt z mężczyzną był bardzo trudny, a jego stan nie wskazywał na możliwość kontynuacji jazdy, jednak policjanci nie mieli podstaw do zatrzymania. Całe szczęście otrzymali zgłoszenie o włamaniu na pobliską fermę drobiu i powiązali te zdarzenia.
Po konfrontacji z nowymi faktami mężczyzna z nieukrywaną radością przypomniał sobie przebieg zdarzeń. Jednak nie zgadzał się z zarzutami kradzieży, twierdząc że drób sam uwolnił się z korporacyjnego ucisku, a on chciał zapewnić mu życie o lepszym standardzie. Daniel został zatrzymany i przewieziony na komendę. Mężczyzna odpowie za kradzież z włamaniem, jednak ze względu na niską wartość przedmiotu kradzieży prawdopodobnie skończy się na grzywnie”.
Miłego weekendu, a propos – po ile jest łabędź, skoro tak nisko jest wyceniona wartość jego kradzieży? Wie kto?
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Czytaj też:
Starcy mrą niepotrzebni światuCzytaj też:
Znamię bestii G.