Znamię bestii G.

Znamię bestii G.

Dodano: 
Lockdown, zdjęcie ilustracyjne
Lockdown, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pexels / Nandhu Kumar
Dziennik Zarazy | Wpis nr 628 || Dzisiaj będzie o gie. My tego jeszcze nie mamy, bo to raczej niemieckojęzyczny pomysł. Chodzi o 3G i tegoż kombinacje.

Mamy parę wariantów i określają one kryteria, które trzeba spełnić by móc uczestniczyć w życiu publicznym, są aktualnym wyznacznikiem dopasowanym do zakresu obostrzeń. Np. w Austrii możemy mieć 2,5G w dostępie do restauracji czy sklepów, ale 2G+ w dostępie do muzeów. To ciężka kombinatoryka, by to wykazać przejrzymy sobie kilka podstawowych wariantów, czyli mały przewodnik po „G”:

3G (geimpf, getesten, genesen): full wypas, kwalifikują się ci zaszczepieni, ozdrowieńcy lub posiadacze negatywnych testów (tu PCR i antygenowych), czyli wersja najlżejsza.

2,5G: zaszczepieni, ozdrowieńcy, przetestowani negatywnie (ale tylko testami PCR).

2G: zaszczepieni, ozdrowieńcy, testowani bez wjazdu (od 6 grudnia, bo przedtem do tej kategorii liczyli się ci z pierwszą dawką i negatywnym testem PCR).

2G+: zaszczepieni i ozdrowieńcy, ale ci tylko z negatywnym testem (PCR lub antygen).

Ozdrowieniec to taki, któremu minęło nie więcej niż 90 dni od końca infekcji, jeśli się zaszczepił w pełni to przedłuża mu się „ważność” jego odporności do 360 dni, od 6 grudnia już tylko do 270 dni.

Zaszczepiony skutecznie dostawał paszport na 12 miesięcy, od 6 grudnia skrócono jego ważność do miesięcy dziewięciu.

Zawrót głowy

To są permutacje austriackie i trzeba przyznać, że sanitaryzm w swych regułach i wariantach może swą kombinatoryką przyprawić o zawrót głowy. Ale popatrzmy co z tego wynika. Otóż jest to postać próby ogarnięcia chaosu, w dodatku przy zmieniających się regułach tego ogarnięcia. W zestawie 3G preferowani są zaszczepieni, choć ich ważność skraca się i jest coraz bliższa 6 miesięcy, co zgada się z konstatacjami, że przeciwciała wywołane szczepionką szybko kończą żywot i Big Farma kupiła sobie tym samym abonament na co najmniej dwie dawki w roku i nie wiadomo jeszcze przez ile lat.

W kilku wariantach sekowani są, względem zaszczepionych, ozdrowieńcy, co z kolei nie odpowiada badaniom. Jedne wskazują, że ci co przeszli już koronawirusa, mogą mieć stuprocentową ochronę przed śmiercią kowidową lub stanem ciężkim i 90% ochrony przed stanem nadającym się do hospitalizacji. Badania izraelskie mówią o 13-krotnie lepszej ochronie z naturalnych przeciwciał, niż tych nabytych po szczepionce. Z kolei badania opublikowane przez polski Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego wskazują inaczej, że wśród badanych zaszczepionych w pierwszej fazie wykazano przeciwciała u 99% badanych, zaś w późniejszej fazie badania u 97,4% badanych. To wydaje się nienaturalnie dużo, ale potwierdza tezę, że przeciwciała poszczepienne nikną, choć wolniej niż to wykazują inne badania. Za to ciekawie zachowali się niezaszczepieni, bo im poziom przeciwciał WZRÓSŁ z 35,9% do 41,7% w drugiej, późniejszej fazie badań. Taki to wirus i takie szczepionki.

Zakończył się ostatecznie mit o miarodajności testów. No bo jak to jest: we Włoszech mamy 2G, czyli gość z negatywnym testem sprzed sekundy nie wejdzie do restauracji, a zaszczepiony, choć wiadomo, że może i przenosić, i zakażać, i być chorym to wejdzie? Gdzie tu sens? Widać, że tu nie chodzi o żadną epidemię, tylko o to, by wymusić „dobrowolny przymus” zaszczepiania. Sens znaleźli Szwajcarzy, którzy zamiast szczepić w ciemno wszystko co się rusza i w góry nie uchodzi, kwalifikują jako ozdrowieńców wszystkich, których testy na przeciwciała wykazują odpowiednio wysoki ich poziom. To logiczne, od momentu kiedy zaprzestaniemy zabawy w to, kto się na maksa zaszczepi i zaczniemy badać ludzi na przeciwciała, które wskazują realny poziom ochrony. A nie jest nim dzisiaj podstawowe kryterium, zero-jedynkowy fakt zaszczepienia o niewiadomych i nietrwałych reakcjach immunologicznych.

Skomplikowane i niezbyt logiczne

Jak widać kombinacje z G są skomplikowane i niezbyt logiczne. A to i tak dobrze, bo w wielu krajach to musisz mieć paszport szczepienny i już. Coraz częściej mówi się o przymusowych szczepieniach i testuje się to na razie w podejściu pod Austrię, która to sobie obiecała, znaczy się obywatelom, na luty. Teraz przygląda się jak idzie im totalny lockdown, w który wrzucili wszystkich – równo zaszczepionych i niezaszczepionych. Jak się okaże, że jednak wirus się utrzyma na powierzchni i w transmisji, to mają wprowadzić szczepienny obowiązek. Nieskuteczność szczepionek będą leczyć ich zwiększeniem, czyli zamiast cholery zaserwują nie dżumę, tylko jeszcze więcej cholery. Przez ten czas pobadają też Nas Troje, czyli czy Austriacy to zniosą bez szemrania. A więc to będzie także ostateczny koniec bajań o skuteczności lockdownów i kwarantann. Jedyny pozytywny aspekt tej sytuacji to taki, że w razie przymusu to władze biorą pełną odpowiedzialność za skutki takich szczepień, bo do tej pory to lud robił to z dobrej woli.

A więc nieuchronnie zmierzamy do G1. To szaleństwo, nienaukowe i nielogiczne. Moim zdaniem nie przyniesie żadnej poprawy w walce z wirusem, a tylko będzie testowaniem społeczeństw na odporność przeciwko zniewoleniu. Nieuzasadnionemu z przyczyn epidemiologicznych, a więc zniewoleniu w formie czystej.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
Holandia: Spada liczba zakażeń
Czytaj też:
USA: Wykryto pierwsze zakażenia Omikronem

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także