Od dłuższego czasu doniesienia medialne wskazują na możliwość ataku Federacji Rosyjskiej na teren ukraiński na początku 2022 roku – w styczniu bądź lutym.
Ostatnio agencja Interfax, powołując się na rosyjskie wojsko, podała, że ponad 10 tys. żołnierzy powróciło do swoich stałych baz po miesięcznych ćwiczeniach w pobliżu Ukrainy. Szacunki wskazują jednak, iż przy granicy pozostało pomiędzy 60 a nawet 90 tys. wojskowych wraz ze sprzętem. Przy czym jeden z amerykańskich dokumentów wywiadowczych miał zasugerować, że liczba ta może wzrosnąć do aż 175 tys.
Rada NATO-Rosja
Rosja otrzymała od NATO propozycję rozmów 12 stycznia. Moskwa jeszcze nie podjęła decyzji w tej sprawie. Zwołania posiedzenia w ramach Rady chciałby sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Jensa Soltenberga – dowiedziała się turecka agencja Anadolu, powołując się na swoje źródła w NATO. W poniedziałek na antenie Telewizji Republika do sprawy odniósł się były ambasador RP na Ukrainie.
– Dochodzą do nas wieści, takie jak zamieszczane w Internecie trasy lotów amerykańskich samolotów, które przemieszczają się nad terytorium Ukrainy i śledzą dokładnie ruchy rosyjskich wojsk. To znaczy, że Amerykanie są zaniepokojeni. Każdy scenariusz jest w tej chwili możliwy. Natomiast pojawiają się teraz nowe okoliczności, np. Rada NATO – Rosja 12-13 stycznia, której Rosja próbowała unikać od jakiegoś czasu – powiedział Jan Piekło.
– Kreml chciał rozmawiać wyłącznie z Waszyngtonem. Natomiast teraz przyszła propozycja, że musi się zmierzyć z wyzwaniem nie byle jakim, bo całym składem członkowskim NATO. To problem, przed którym Rosja stoi – stwierdził były dyplomata.
I dodał: "Docierają głosy, że Rosja by zaakceptowała to spotkanie, ale czy ono coś zmieni, doprowadzi do deeskalacji, nie wiemy".
Czytaj też:
Putin idzie na wojnęCzytaj też:
Eskalacja czy agresja?