Klaskaniem mając obrzękłe prawice...

Klaskaniem mając obrzękłe prawice...

Dodano: 
maseczka, Zdjęcie ilustracyjne
maseczka, Zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay / Domena publiczna
Dziennik zarazy | Wpis nr 702 || Przedwczoraj jechałem z Krystyną do Wrocławia na spektakl pt. „Blaszany bębenek” i usłyszałem w radio strzępki wiadomości.

Była to relacja z wydarzenia jakim było odstąpienie lekarzy od uzgodnień z rządem co do wprowadzenia procedur, które miały być nowym podejściem do kowida. Merytorycznie sprawa jest ciut zawiła. Rząd zorientował się, że mu leczeni teleporadami umierają po domach i coraz trudniej to ukryć pod obrzydliwymi określeniami typu „ciche ofiary kowida”. Mówiono o tym od dawna (niektórzy pisali) i później niż prędzej zabrano się za to. Wstawiono teraz przepis, a właściwie jego propozycję, że każdy po 60-tce, ze zdiagnozowanym kowidem ma być w ciągu 48 godzin przebadany osobiście (rozumiem, że w domu, bo pacjent jest w izolacji) przez lekarza.

Merytorycznie i logistycznie – słabo. No bo jak? Czy jak masz kowida i zapalenie płuc i pechowo czterdziestkę na karku, to dostaniesz tylko teleporadę i respirator na, żałosnym, końcu? A co z innymi chorymi? Logistycznie – popatrzmy na statystyki. Mamy około 500.000 zdiagnozowanych kowdian, dziennie przybywa tak ze 35.000. No, powiedzmy, że 20% to powyżej 60-tki. Co mamy? 100.000 do przebadania już dziś i 7.000 dziennie. Codziennie. W domach. W jakim reżymie? Lekarz przebrany za kosmitę? Jedzie (czym?) do pacjenta? Przebiera się w kombinezon na klatce? W samochodzie? W karetce? A kto będzie w tym czasie woził na sygnale? Kto będzie przyjmował w przychodniach? A może by tak bez kombinezonu? A co to, kowid się przemienił, skoro jeszcze parę dni temu (i przez prawie dwa lata pandemii) w karetkach jeździli kosmici po byle kaszlącego?

Ciekawa była wypowiedź lekarza, który uzasadniał odstąpienie od rozmów. Powołał się on na jeden z powyższych argumentów. Mówił o tym, że np. onkologiczni pacjenci mają pretensję, że do kowidowych ma się jeździć, a co z nimi, onkologicznymi? Czemu lekarz ma ich teraz nie odwiedzać? Hmmm… A odwiedzał? Taki argument to nadużycie w ustach reprezentanta profesji, która gremialnie odstąpiła od leczenia pacjentów przez ostatnie 22 miesiące. Kowida nie leczono, tylko w szpitalach walczono o włączenie się naturalnego systemu odpornościowego. Innych chorych olano, bo jak można cokolwiek zdiagnozować przez telefon? I teraz się powoływać na „głosy” pacjentów martwiących się, że lekarz pojedzie do kowidowego, a do onkologicznego już nie? A jeździł ci on do jednego i drugiego?

Ja myślę, że to taktyczne odejście od rozmów. Moim zdaniem szykują się białe miasteczka medyków. Jak już pisałem, służba zdrowia zarabia w Polsce zbyt mało. W kowidzie zaczęła zarabiać porządnie. I ostatnie odejście od obostrzeń wzbudza w tym środowisku niepokój. Że nie będzie już „porządnie”, bo zniosą kowidowe dodatki, na które poszło ponad 8 miliardów złotych. Co to oznacza? Ano to, że i po kowidzie nie bardzo wrócą do leczenia. Czyli weszliśmy w spiralę w dół, bo i za kowida było kiepsko z leczeniem (a kasy wydano gruuubo więcej za np. 1/3 hospitalizacji mniej) a po kowidzie nikomu się nie będzie chciało leczyć za takie moniaki. Można się więc spodziewać sporego zamieszania i porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wypatrywaliście po kowidzie powrotu normalności do służby zdrowia. Jak wróci ta normalność, to razem z niskimi pensjami i zniechęceniem większym niż przed pandemią.

Jestem także ciekaw czy zniosą klauzulę o „dobrym samarytaninie”? Trzeba się temu przyjrzeć, czy miała ona jakiś „okres ważności”. Przypomnę, że dawała ona duży margines tolerancji błędów lekarskich. Czas był pandemiczny i chciano dać medykom większą swobodę w szybkim reagowaniu na lawinę zdarzeń pandemicznych. W wielu przypadkach oznaczało to bezkarność za zawinione błędy, która, trwając tak długi czas, doprowadziła w wielu przypadkach do zachowań patologicznych wobec pacjentów. Internety pełne są relacji pacjentów i ich rodzin, mówiące do jakiej degeneracji posuwają się „dobrzy samarytanie”, wiedząc, że chronią ich regulacje oraz procedury. A na te ostatnie można się zawsze powołać, mówiąc, że może byśmy nie trzymali pani z zawałem przez 8 godzin w karetce czekając aż kolejne wyniki testów na kowida się ustabilizują, ale cóż – procedury nam nie pozwalają.

Żeby nie było – wielu lekarzy odwaliło kawał ciężkiej roboty w tej pandemii. Nie było łatwo – z taką pokusą bezkarności, skrępowaniem durnymi procedurami, wreszcie, z wysypem zbyt późno zdiagnozowanych chorych z przenoszonymi do stanów ciężkich chorobami. Wielu klaskaliśmy na kredyt w pierwszych dniach pandemii. Klaskaliśmy, bo siedzieliśmy zdrowi po domach, bez kontaktu ze służbą zdrowia i w Pierwszej Kwarantannie wiedzieliśmy o medykach tyle co z telewizji. Że walczą, że wożą pacjentów pod tlenem do szpitali, ratują narażając życie. Ale po 22 miesiącach pandemii każdy z nas częściej lub rzadziej, bezpośrednio lub pośrednio zetknął się z kowidową służbą zdrowia. Bilans jest kiepski – prawie 200.000 nadmiarowych pacjentów, to tyle samo rodzin, które widziały efekty tych działań w plastikowych workach. Co najmniej 5 razy tyle jakoś przeżyło te przygodę. I jakie mniemanie ten lekko licząc milion wyniósł z tych spotkań „ostatniego stopnia”? Myślę, że nie najlepsze.

Jak tu się pisało – służba zdrowia należy do tych kilku grup zawodowo-środowiskowych, które straciły swój wizerunek w trakcie pandemii. Tak w ogóle skala tej utraty zaufania dotyczy już tak wielu środowisk, że lud może mieć problemy w zawierzeniu jakimkolwiek instytucjonalnym filarom urządzenia społeczeństwa. Ciekawe jest jak to zaufanie będą odbudowywać lekarze? Powołując się na „głosy” pacjentów, których kiedyś opuścili, czy organizując w przyszłości białe miasteczka? By – jak pandemia zgaśnie – nie walczyć już z koronawirusem dla dobra społeczeństwa, ale o kasę dla siebie?

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy dostępne na blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
Badanie: Po infekcji COVID-19 liczba przeciwciał z czasem rośnie, po szczepieniu - nie

Czytaj też:
"The Lancet" pisze o Polsce. Szułdrzyński: Zdobyliśmy sławę jako siedlisko ciemnoty

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także