Przesilenie dotyczące sposobu funkcjonowania religii katolickiej w polskiej przestrzeni publicznej trwa. Z jednej strony jest ono elementem wielkiego kryzysu kościelnego, który dotyczy zarówno samej Stolicy Apostolskiej, jak i licznych regionów świata. Z drugiej mamy także własną specyfikę i stale powracające wątki dyskusji odżywające zawsze wtedy, gdy z jakichś powodów znaczenie Kościoła w polskim życiu publicznym jest kwestionowane czy też po prostu podlega nowej waloryzacji.
Niedawno Radio Zet opublikowało sondaż przygotowany przez pracownię IBRiS, przedstawiający opinie Polaków na temat niektórych aspektów relacji pomiędzy instytucją kościelną a instytucjami naszego państwa. Z jednej strony trzeba powiedzieć, że dość schematycznie zapytano o religię w szkołach, kościelne finanse, obecność krzyża czy księży w przestrzeni publicznej, szczególnie tej jej części, którą kojarzymy z aktywnością państwa. Z drugiej strony ten schemat zagadnień od lat tworzy rodzaj barometru społecznych nastrojów w odniesieniu do Kościoła. Wyniki, jakie podaje nam ten „barometr”, niekoniecznie mają wielki związek z tym, na ile sygnalizowane nastroje mogą przełożyć się na jakiegoś rodzaju zmianę. Pytania postawione przez IBRiS – i setki razy stawiane przez inne pracownie socjologiczne – bardziej, jak się zdaje, oddają bieżący stosunek Polaków do kościelnej hierarchii, niż mówią coś o naszej wierze czy woli do politycznej redefinicji relacji państwo – Kościół.
Coraz większa przepaść
Badanie przeprowadzone przez IBRiS pokazuje, że w sprawach religii, podobnie jak i w innych kwestiach dotyczących spraw publicznych, jako społeczeństwo konsekwentnie realizujemy drogę pogłębiania podziałów. Zatem do problemu braku społecznej spoistości odziedziczonej po czasach realnego socjalizmu dziś dodajemy kolejne elementy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.