Przywykliśmy do stereotypowego obrazu azjatyckiej despotii, w którym jedynym przejawem rzekomej demokracji jest uwielbienie „rabów” dla trzymającego ich pod butem samodzierżawnego władcy. To obraz w dużej mierze i na przestrzeni wielu wieków prawdziwy. Ale są w dziejach Rosji – krótkie, lecz intensywne i znaczące – epizody, kiedy jej elity nie giną w ramach represji (w myśl zasady „dobry car – źli bojarzy”), poddani stają się choć na chwilę obywatelami, a car przestaje być potrzebny nie dlatego, że taki jest kaprys obalających go spiskowców z najbliższego kręgu, ale dlatego, że taka jest prawdziwa wola ludu. A dodatkowo elity, zamiast fantazjować o „osobnej drodze” Rosji, postanawiają ją reformować w duchu zachodnim.
Takim epizodem bez wątpienia była rewolucja lutowa. Okres mało znany, rzadko omawiany. Wszystko wiemy o obalonym Mikołaju II i o Leninie, który obalił tych, co obalili Mikołaja II. O tych ostatnich wiemy najmniej. Rządzili krótko, ostatecznie przegrali, ale trzeba im oddać, że przynajmniej próbowali zbudować demokratyczną i zachodnią z ducha Rosję. Książka Michała Sadłowskiego tę lukę wypełnia – to pierwsza w Polsce próba opowiedzenia, czym było państwo rosyjskie i czego chcieli jego przywódcy podczas tego kilkumiesięcznego karnawału wolności i demokracji.
Autor nie tylko przedstawia ciąg zdarzeń, do jakich doszło „między Mikołajem II a Leninem”, ale również szczegółowo opisuje i analizuje koncepcje państwa, wypracowane przez elity polutowe. Dzięki temu możemy dowiedzieć się, jakiej Rosji chcieli konstytucyjni demokracji, umiarkowani socjaliści, eserowcy, mienszewicy, a także bolszewicy, którzy ostatecznie cały wysiłek demokratyzatorów zniweczyli. Nawet Lenin przyznawał, że nie ma kraju bardziej wolnego niż Rosja po rewolucji lutowej. Owa wolność zdaniem wielu zgubiła władze polutowe, zbyt słabe i łagodne wobec bolszewików, aby im się przeciwstawić. Sadłowski przekonuje jednak, że trudno czynić demokratom zarzut, iż posługiwali się metodami demokratycznymi i praworządnymi, nie zaś totalitarnymi. A takie działanie wymaga czasu. Ponadto, autor dowodzi, że w tym krótkim okresie sprawowania władzy Rząd Tymczasowy zdążył jednak ogłosić bardzo wiele konkretnych, fundamentalnych zmian, takich jak wprowadzenie praw i wolności obywatelskich. Żeby wszystko odbyło się zgodnie z duchem praworządności i demokracji, z najważniejszymi zmianami czekali do zebrania się Konstytuanty – być może z jej zwołaniem czekali zbyt długo, przyznaje Sadłowski. Były też problemy obiektywne. Elitę porewolucyjnych władz tworzyli głównie kadeci i umiarkowani socjaliści. Drudzy nie mieli kadr, więc nie byli przygotowani do poważnego rządzenia. Pierwsi mieli kadry, ale raczej naukowe niż polityczne – bez doświadczenia w rządzeniu. W końcu więc wygrali trzeci – bolszewicy, którzy nie mieli kadr ani doświadczenia, za to mieli scentralizowaną (a nie podzieloną na rozdyskutowane frakcje) partię i byli zdeterminowani do walki o władzę, po trupach (dosłownie) do celu.
Generalnie jednak dorobek Rządu Tymczasowego ocenia jako ważną spuściznę w dziejach Rosji. „Stanowi on przykład na to, że istniały inne Rosje, nie tylko ta samowładna czy totalitarna. Osobną kwestią pozostaje ocena możliwości ugruntowania się tej koncepcji Rosji w realnych warunkach politycznych” – konkluduje autor.
Na marginesie, warto też wspomnieć o wizji polityki zagranicznej kadetów – najlepiej wykształconej i najbardziej zarażonej duchem zachodnim partii rewolucyjnej. Konstytucyjni demokraci byli „oświeconymi”, ale jednak imperialistami. Przy całym swoim wolnościowym podejściu, byli zwolennikami podbojów – oczywiście, dla dobra Rosji. Jak to często bywało w dziejach, rosyjscy liberałowie, walczący o wolność dla swoich współobywateli, jednocześnie wolności tej odmawiali dla innych. Nie tylko dla Ukraińców, których uważali za część imperium, ale również dla Turków – żywili bowiem znane co najmniej od czasów Katarzyny II mrzonki o podboju dla Rosji cieśnin czarnomorskich… Sadłowski, przedstawiając Rosję demokratyczną i liberalną, jednocześnie pokazuje, że również ta Rosja chciała być „wielka”. O tym też warto pamiętać…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.