Ciężko powiedzieć, czym jest „500+”. Nie poprawiło jakości życia, bo jakość życia dziecka to jest dobra szkoła, ochrona zdrowia, nic takiego się nie stało. Od siedmiu lat mamy to świadczenie, a ja nie znam żadnych badań, co tak naprawdę się stało, jaką mamy wartość dodaną” – to stwierdzenie wiceszefowej PO (padło w kontekście plotek medialnych o waloryzacji) poruszyło opinię publiczną. Z jednej strony odezwali się przedstawiciele obozu władzy, którzy wciąż traktują wprowadzenie świadczenia jako jeden ze swoich sztandarowych sukcesów. Z drugiej – słowa Leszczyny wywołały grymas na twarzach partyjnych kolegów. Nic dziwnego. Wydawało się, że temat „500+” został „przepracowany” przez liberałów z PO i przyjęli oni do wiadomości, że przekaz do społeczeństwa brzmi teraz: „Nic, co dane, nie będzie zabrane”. Jednak za sprawą tej wypowiedzi przez kilka dni konkurenci Platformy na opozycji mieli używanie. I tak np. Szymon Hołownia stwierdził, że „program »500+« nie spełnił zadania demograficznego, ale pełni dziś kluczową rolę godnościową i społeczną”. Dosadniej i dowcipniej skomentowała wywody Izabeli Leszczyny Anna Maria Żukowska z Lewicy, wskazując, że świadczenie może nie poprawiło jakości życia posłanki PO, ale jej dziecka tak. PiS mógł grzmieć: „Jeśli Tusk dojdzie do władzy, to zabierze »500+«” (w domyśle także 13. i 14. emeryturę, Rodzinny Kapitał Opiekuńczy i oczywiście podwyższy wiek emerytalny). To warstwa polityczna. Niemniej istotna jest warstwa ekonomii i faktów.
Dogmat PO
Można założyć, że jeżeli takie stwierdzenie wypowiada była wiceminister finansów, to ma ono pokrycie w rzeczywistości. Tymczasem z danych Eurostatu opublikowanych pod koniec 2021 r. wynika, że w okresie 2015–2020 zagrożenie ubóstwem dzieci w Polsce zmniejszyło się z 26,9 proc. do 16,1 proc. W 2010 r. było to 30,8 proc.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.