DoRzeczy.pl: Jak ocenia pan przejęcie spółki Lotos przez PKN Orlen?
Dr Dawid Piekarz: Nigdy nie ukrywałem, że jestem zwolennikiem tej fuzji, ponieważ mieliśmy do czynienia z dziwną sytuacją.
Dlaczego?
W żadnym innym państwie UE nie mamy dwóch spółek kontrolowanych przez jednego właściciela – w tym przypadku Skarb Państwa – które zasadniczo robią to samo. Proszę również pamiętać, że pomysł fuzji Orlenu i Lotosu nie jest nowy. Pierwszy raz pojawił się na początku lat dwutysięcznych. O ile wówczas była to ciekawa koncepcja biznesowa, którą można było przeprowadzić albo nie, o tyle teraz jest to sprawa życia i śmierci dla Lotosu.
Lotos nie utrzymałby się sam?
W latach dwutysięcznych było bardzo duże zapotrzebowanie na aktywa rafineryjne i każde takie aktywo, jeśli tylko się pojawiało było z miejsca na sprzedaż. W tej chwili mamy do czynienia z inną sytuacją. W ciągu ostatnich kilkunastu lat zamknięto w Europie kilkanaście rafinerii. Od 2018 roku zamknięto ich pięć. Dziś w tym przemyśle nie zarabia się już na rafinerii i sprzedaży paliw. Spójrzmy na PKN Orlen. Wiemy, że 55 proc. przychodów spółki stanowią rynki zagraniczne, a 9 proc., stanowi sprzedaż paliw na polskich stacjach. Reszta to chemia, petrochemia, energetyka i biopaliwa. Lotos jest tego wszystkiego pozbawiony, dlatego ze swoją rafinerią i niewielką ilością stacji, był przy utrzymaniu się trendu zmian, skazany na likwidację.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.