Należało bowiem postąpić tak jak Austriacy, którzy w ostatniej chwili uchronili się przed podobnym postępowaniem ze strony Komisji Europejskiej, bo zadeklarowali w maju przyjęcie 50 osób, „z których pewnie i tak ani jednej nie przyjmą”. „Bo przecież wiadomo, jak to się robi w UE: trzeba przytaknąć, zgodzić się na dictum silniejszych państw, coraz bardziej bezceremonialnie narzucających swą wolę słabszym, a potem słowa nie dotrzymać albo dotrzymać tylko w części, chwytając się każdej nadarzającej się okazji, która pozwala na obstrukcję”. Inaczej mówiąc, autorzy tych sugestii proponowali uciekanie się do „kręcenia”, czyli – w istocie – oszustwa jako metody uprawiania polityki.
Pewnie, można i tak, tym bardziej że wiadomo, iż w polityce nie wystarczy mieć racji; trzeba jeszcze być na tyle skutecznym, by umieć postawić na swoim. Lecz, po pierwsze, wcale nie jest pewne, czy skorzystanie z tricku, do jakiego uciekli się Austriacy, także w przypadku Polski rządzonej przez nieakceptowany przez Berlin rząd PiS przyniosłoby taki sam efekt. „Stare” państwa Unii coraz mniej starannie ukrywają przecież to, że im – a więc także Austrii – wolno dużo więcej niż „nowym” państwom UE.
A po drugie – i to jest po stokroć ważniejsze – warto pamiętać, że to właśnie ta – rzeczywiście już niemal powszechna w UE – metoda uprawiania polityki za pomocą oszustw, wzajemnego wyprowadzania się w pole, czarowania się i upartego zaklinania rzeczywistości doprowadziła Unię wprost do miejsca, w którym dziś tkwi. Czyli w samo serce dziesiątków kryzysów, które jeden po drugim zdają się „coraz bardziej nierozwiązywalne”. I pewnie dlatego tak wielu politykom wydaje się, że jedyne, co w tej sytuacji można uczynić, to brnąć dalej: oszukiwać się, że się je rozwiązuje, niczego takiego nie robiąc – tak jak w sprawie imigrantów – lub nazywać ich rozwiązywaniem coś wprost przeciwnego – tak jak w sprawie strefy euro, którą zamiast zlikwidować, uparcie próbuje się powiększać. Nieuchronnie prowadząc w ten sposób do upadku UE.
A przecież bez trudu można byłoby wybrać inne wyjście. To, które proponuje m.in. Polska: przestać się oszukiwać, stanąć oko w oko z nazwanymi po imieniu problemami i zabrać się do ich usuwania. Czyli – w pierwszej kolejności – raz na zawsze pożegnać się z przekonaniem, że prawdziwy Europejczyk to taki, który nie ma żadnych skrupułów, by oszukiwać dla opacznie pojmowanego dobra Unii.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.