Wykorzystano ich też do akcji najważniejszej – repolonizacji Ziem Odzyskanych, głównie Wrocławia, który musiał być polski i zgodnie z propagandowymi hasłami wrócić do macierzy, a pisarze musieli udowadniać, że to prastare, piastowskie miasto, że tu byliśmy, jesteśmy i będziemy – osiedlać się, płodzić dzieci, „robić kulturę”.
Kuszono ich poniemieckimi willami z ogrodami, antykami, porcelaną i obrazami, posadami we wrocławskiej prasie. Ciągle bowiem był tu „Dziki Zachód” i przyjazd wiązał się z dużym ryzykiem. Straszyło morze ruin, bezprawie – zabójstwa, gwałty, pijaństwo i szaber, stacjonujący tu nadal sowieccy żołnierze. Wieczorami lepiej było nie wychodzić z domu i koniecznie trzeba było mieć broń.
Mimo to w 1947 r. zdecydował się na przyjazd młody wtedy pisarz Wojciech Żukrowski, z żoną oczekującą dziecka.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.