– W imieniu "komentariatu" internetowego ja gratuluję panu… ile tam? 600 tys. za 68 dni pracy w Tauronie – powiedział dziennikarz prowadzący rozmowę.
– Ja miałem takie warunki odejścia. To nie jest mój wybór. Nie wiedziałem, jaką będę miał umowę, kiedy rada nadzorcza mnie powoływała. Nikt ze mną nie rozmawiał o warunkach umowy. Mniej więcej wiedziałem, ile się zarabia w spółkach skarbu państwa – tłumaczył parlamentarzysta.
Zaskakujące wyjaśnienia
Dalej prowadzący zapytał: – Pan nie wiedział, ile będzie zarabiał, jak dostawał tę robotę?
Poseł odparł, że "przecież wtedy się nie rozmawiało o warunkach umowy i warunkach odejścia". – Pan, doktor prawa, nie zgłębił tych szczegółów umowy? – dopytywał dziennikarz. – Nie wie pan, jak takie sytuacje wyglądają? Nie wie pan, jak wyglądało wtedy powoływanie ludzi do spółek skarbu państwa, do zarządów? Ze mną na temat mojej umowy nikt nie rozmawiał. Dostałem moją umowę do podpisania po powołaniu – tłumaczył poseł Polski 2050.
– To jak zwycięstwo w totka, nawet nie wiedząc, że się kupiło los – podsumował prowadzący.
W styczniu 2013 Michał Gramatyka objął stanowisko dyrektora Departamentu Zarządzania Operacyjnego w koncernie energetycznym Enea. W marcu 2015 objął stanowisko prezesa zarządu Enea Centrum, stanowiącej centrum usług wspólnych dla grupy Enea.
Czytaj też:
"Tutaj wiedza historyczna się kończy". Wpadka posła Polski 2050