Młodzi zawsze odróżniali się od starszych pokoleń. Jeszcze nie tak dawno byli punkami z pióropuszami farbowanych fryzur i ze skórami z ćwiekami. Byli też depeszami (fanami Depeche Mode), metalowcami ubranymi na czarno i wbitymi w obcisłe dżinsy.
Czy coś w tym złego? Ależ skąd! Mieli własną muzykę i przekonanie, że uczynią świat lepszym. To przywilej młodości. Jeśli nie prowadziło to np. do wejścia w świat naroktyków czy przestępstw, były to normalne doświadczenia ludzi w okresie dojrzewania.
MODA NA NIELUDZI
O ile jednak wcześniej bunt przeciwko staremu światu wiązał się np. z nową muzyką, o tyle dziś związany jest z manifestowaniem utraty osobowości czy płci. Najgorzej, że część dzieci nie jest tego świadoma. Tak właśnie jest z tymi, których przyciąga nowa moda na „furasy”, a zajmują się nią coraz młodsze dzieci. W centrach dużych miast takich jak Warszawa roi się od młodych ludzi upodabniających się do zwierząt. Część chodzi po ulicach jedynie w opaskach z futrzanymi uszami i przyczepionymi bibelotami, jednak zdarzają się też całkowicie przebrani w kostiumy. To oczywiście moda, która nad Wisłę dotarła z USA czy zachodu Europy. Tam, gdzie zauważono ją wcześniej, pojawiały się wątpliwości. Bycie „furasem” to nie tylko zabawa w kotka.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.