I oczywiście na lidera Prawa i Sprawiedliwości natychmiast – w jednej chwili – rzucili się wszyscy dyżurni, zawsze będący w pogotowiu, obrońcy górników, w tym chyba wszyscy szefowie wszystkich górniczych central związków zawodowych.
Innymi słowy, na Jarosława Kaczyńskiego rzucili się wszyscy obrońcy górniczego sobiepaństwa – rzecz jasna sobiepaństwa na rachunek nie swój, lecz polskich podatników. Polskich podatników od dekad zmuszanych przez wszystkie kolejne rządy do dopłacania do wszelakich górniczych fanaberii. W tym do nieustających podwyżek ich pensji, przyznawanych im także wtedy, gdy ich kopalnie przynoszą straty, do ich w sumie (licząc z „trzynastką” i „czternastką”) 14 w każdym roku nie niskich górniczych pensji, do ich wysokich – średnio licząc znacznie wyższych niż nie górnicze – emerytur, do ich węglowych deputatów i innych bonusów, o których ludziom zatrudnionym w normalnych, prywatnych firmach nawet się nie śni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.