G dyby dekadę temu ktoś powiedział, że w UE największą poprawę w tej dziedzinie zanotuje Polska, trudno byłoby uwierzyć. Oczywiście potencjał do zmiany mieliśmy ogromny, ale niechęć polityków wszystkich opcji do zmian w prawie drogowym była wielka. Nikt nie chciał się tego podjąć, bo zdawało się, że zostanie to odebrane jako coś „przeciw” kierowcom, a politycy niczego tak się nie obawiają jak utraty poparcia. Dlatego od lat w statystykach liczby zgonów w wypadkach drogowych na milion mieszkańców tkwiliśmy na szarym końcu europejskich zestawień – w okolicach Bułgarii, Chorwacji, Litwy. Gdy w UE średnio w wypadkach ginęło 50 osób na milion mieszkańców, to u nas ok. 80. To się właśnie zmieniło. Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji, od stycznia do końca października w Polsce doszło do 18 472 wypadków, w których zginęło 1596 osób, a 21 462 osoby zostały ranne. W porównaniu z tym samym okresem poprzedniego – jednak pandemicznego jeszcze – roku oznacza to spadek liczby wypadków o 3,5 proc. (19 136 – w tym okresie 2021 r.), spadek liczby rannych w wypadkach o 3,5 proc. (22 238) oraz spadek aż o 15 proc. liczby zabitych w wypadkach (1876).
Polska jasnym punktem w UE
Wszystko wskazuje więc na to, że w tym roku po raz pierwszy na polskich drogach może zginąć mniej niż 2 tys. osób. To oznacza, że co roku pochowamy na cmentarzach aż o tysiąc ludzi mniej. Bowiem od 2016 r. liczba ginących w wypadkach drogowych oscylowała wokół 3 tys. rocznie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.