Połowa lat siedemdziesiątych zeszłego stulecia. Kresy północnego skraju Mazowsza, a właściwie już przedsionek Mazur, co zdawał podkreślać z lekka pofałdowany teren - rezultat cofania się lodowca. Krajobraz silnie zadrzewiony. Zarówno litym borem obfitującym w runo, jak i brzozowymi zagajnikami rosnącymi na torfowiskach ciągnących się nieopodal Orzyca.
Za Gierka, kiedy rokrocznie spędzałem tam część wakacji, rzeka po bezmyślnej melioracji przypominała kanał. O głębokości liczonej w centymetrach. A wcześniej wiła się podobno niczym żyjące tam wtedy dość licznie żmije zygzakowate, miała głębie i odnogi pełne raków oraz taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakich ryb.
Z powodu kiepskiej infrastruktury drogowej i mokradeł obszar był trudno dostępny - a co za tym idzie - słabo zaludniony. Sprzyjało za to partyzantom. Zrazu walczącym z agresorem niemieckim,
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.