Prawdziwą broń rewolucji, która Majakowski opiewał, stanowił rewolwer nagant wz.1895, potocznie zwany "naganem", w sam raz do strzelania w potylicę. Co zresztą, jak to zwykle w rewolucjach, spotkało w końcu i samego Majakowskiego.
Czemu wywlekam z zapomnienia prastare ruskie wierszydła? Bo właśnie rewolucja Tuska weszła niepostrzeżenie w okres pogardy dla "mówców" i kultu "nagana". Oczywiście, strzelanie w potylicę jest na razie symboliczne. W ogóle cała "odgórna rewolucja" w zachodniej tzw. liberalnej demokracji, mająca pozwolić uprzywilejowanym od dziesięcioleci elitom zachować przywileje i władzę, rewolucja, której częścią i harcownikiem jest Tusk, to ciekawy ekperyment: czy za pomocą "przemocy symbolicznej", której narzędzia i know-how zostały w ostatnim półwieczu dopracowane jak nigdy jeszcze, da się osiągnąć te efekty, które dawniej wymagały przemocy dosłownej? Czy można dokonać podboju nie wojskiem, a dyrektywami i judykaturą, a podbitych utrzymać w posłuchu mikrotargetowaną propagandą opartą na narzędziach NLP, tudzież różnymi nowoczesnymi socjotechnikami, realne represje dozując jedynie punktowo?