Nawet nobliści się mylą. Miło, gdy potrafią się do tego przyznać. Oto w roku 1967 Mario Vargas Llosa podczas publicznej debaty z Gabrielem Garcíą Márquezem nie szczędzi gorzkich słów Borgesowi. Rozmowa dotyczy literatury, ale szybko zamienia się w dialog o polityce, historii i obowiązkach twórcy. Pisarstwo Borgesa określa Márquez mianem „literatury uniku”, Llosa mówi: „Zawsze miałem problemy, żeby uzasadnić swój podziw dla Borgesa”. Obaj czytają dzieła twórcy „Alefa”, lecz wspomniany podziw łączy się z niechęcią i pretensjami. Pada z ust Llosy słowo „kosmopolityczny”, które brzmi jak ciężka obelga. Zapis dyskusji znamy z książki „Dwie samotności”. Polscy pisarze powinni się z nią zaznajomić, mam nadzieję, że ci, którzy marzą o tworzeniu literatury „uniwersalnej” (przez co rozumieją taką jak najbardziej od Polski i jej historii oderwaną), ze zdumieniem odkryją, jak dwóch przyszłych noblistów ma pretensje do geniusza literatury, że jest za mało argentyński, że za mało w jego pisaniu Ameryki Łacińskiej, a za dużo uniwersalności.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.