Wielka wystawa pamiątek i dzieł sztuki z setek dworków i dworów na Żmudzi zakończyła się właśnie w Wileńskiej Galerii Obrazów. Dla przybysza z Polski to podróż do krainy, która nad Wisłą jest już niemal zupełnie zapomniana. A przecież takie rody jak Ogińscy, Broel-Platerowie, Górscy, Karpiowie czy Grużewscy tworzyli na tych odległych terenach Rzeczypospolitej wspaniałe ogniska kultury.
Los był okrutny wobec tych siedzib rodowych. Pierwsza wojna światowa, bunty chłopskie z lat 1918–1920, reforma rolna Republiki Litewskiej z lat międzywojnia przetrzebiły sporą liczbę tych polskich majątków, a ostateczną zagładę przyniosły im inwazja sowiecka na Litwę w czerwcu 1940 r. i druga wojna światowa. Co ocalało z tej żmudzkiej Atlantydy?
Zapomniane siedliska
Niemiecka arystokratka Marion von Dönhoff swoim wspomnieniom o wschodnio-pruskich majątkach rodowych nadała nazwę „Namen, die keiner mehr nennt” („Nazwy, których nikt już nie wymienia”). Tak samo jest z polskimi nazwami żmudzkich dworów. Samo ich brzmienie urzeka. Szweksznie, Plinksze, Szatejki, Płótele, Birżyniany, Powondeń, Pojoście, Zdaniszki, Grudze, Mikuliszki, Płungiany, Johaniszkiele, Kielmy, Dziuginiany.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.