Na antenie radia RMF FM przewodniczący klubu parlamentarnego Lewicy Krzysztof Gawkowski powiedział, że są dowody na to, że już w grudniu rozpoczęto poszukiwania rakiety, która wylądowała w okolicach Bydgoszczy. Poseł dodał, że skoro wtedy szukano obiektu, to urzędnicy ministerstwa obrony narodowej musieli wiedzieć o sprawie.
Gawkowski żąda odtajnienia meldunku
– Pytanie, jaka jest komunikacja w ministerstwie i dlaczego nikt nie poinformował szefa. Zresztą dziwne jest, że minister mówił na konferencji jedynie o tym, że nie miał żadnej wiedzy 16 grudnia, a zdarzenie miało miejsce w godzinach wieczornych, więc chyba nikogo nie powinno dziwić, że powinien powiedzieć wprost, czy 17 grudnia dostał meldunek. To jest bardzo prosta sprawa, niech tylko ten jeden meldunek odtajni i powie, czy tam było zapisane, czy nie. Przecież nikt nie domaga się tego, żebyśmy wiedzieli o całej strukturze operacyjnej komunikacji sztab generalny – ministerstwo – ocenił Gawkowski.
Prowadzący zapytał, kiedy posłowie Lewicy złożą wniosek o odwołanie szefa MON. – Poczekamy jeszcze ten tydzień i zobaczymy, jak będzie wyglądała sytuacja z odtajnieniem meldunku. Bo wszystko wskazuje na to, że minister mija się z prawdą, bo 17 grudnia ministerstwo musiało wiedzieć o poszukiwaniach, które zostały wszczęte – stwierdził gość radia.
– Będziemy całą opozycję namawiali do tego, żeby wspólnie złożyć wniosek o dymisję ministra Błaszczaka. Bo nie daje się wytłumaczyć w żaden sposób, że szef armii, który kłóci się ze swoimi generałami, który donosi na swoich generałów, powinien dalej być ich szefem – mówił poseł Lewicy.
Rosyjska rakieta
W rejonie miejscowości Zamość, około 15 kilometrów od Bydgoszczy, znaleziono szczątki obiektu wojskowego. "Sytuacja nie zagraża bezpieczeństwu mieszkańców. Miejsce znaleziska badają funkcjonariusze Policji, Żandarmerii Wojskowej oraz saperzy" – poinformowało w kwietniu Ministerstwo Obrony Narodowej w oficjalnym komunikacie w tej sprawie.
Reporterzy radia RMF FM powołując się na wstępne ustalenia Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych podali, że "pocisk manewrujący Ch-55 najpewniej przyleciał zza naszej wschodniej granicy, bo w polskiej armii nie ma tego uzbrojenia ani na wyposażeniu, ani w magazynach. To wykluczałoby wersję, która pojawiła się tuż po odnalezieniu szczątków, że pod Bydgoszczą znaleziono rakietę, którą wystrzelono z polskiego poligonu np. podczas ćwiczeń czy testów systemów obrony powietrznej. Nie mamy bowiem ani takich rakiet, ani systemów, które mogłyby je wystrzeliwać".
Czytaj też:
Były szef MON: Polska nie jest bezpiecznaCzytaj też:
Rakieta pod Bydgoszczą. Morawiecki: Takie rzeczy się zdarzają