Dwie dekady temu, w ramach programu jednej z fundacji wspierających samorządność, finansowanego przez nieistniejącą już agendę amerykańskiego rządu – USIA, gościłem z ekipą TVP w Ameryce, kręcąc reportaże o tamtejszym samorządzie. Wśród wielu innych odbyłem też wtedy rozmowę z urzędnikiem imigracyjnym. Był to czas, kiedy jako najważniejszy problem w stosunkach z mocarstwem zza oceanu kreowano w naszych mediach sprawę wiz turystycznych dla Polaków: byliśmy ostatnią nacją europejską, której ich nie udzielano, co sprawiało, że każdy Polak musiał przechodzić pełną, dość kłopotliwą i upokarzającą procedurę ubiegania się o prawo wjazdu do USA w ich warszawskiej ambasadzie.
Przyczyną tego szczególnego traktowania były statystyki, zgodnie z którymi obywatele Polscy bodaj najczęściej dopuszczali się podczas pobytów deklarowanych jako turystyczne naruszeń amerykańskiego prawa – tzn. masowo przyłapywani byli na pracy „na czarno”.
Zapytałem więc mojego rozmówcę, czy rzeczywiście Polacy podejmują nielegalną pracę częściej niż inni. Odpowiedział, że wedle jego wiedzy wcale nie. Jednak – powiedział – kiedy pracę na czarno ma, dajmy na to, Meksykanin czy Kolumbijczyk, to inni Meksykanie czy Kolumbijczycy stoją za nim murem, zgodnie się zaprzysięgają, że ten pan tu tylko przechodził i może przypadkiem oparł się raz czy drugi o łopatę, ale o żadnej pracy mowy nie ma. Bardzo trudno w takiej sytuacji postawić formalne zarzuty.
A Polacy donoszą jeden na drugiego z takim zapałem, że jeśli tylko jednemu uda się trochę zarobić, to on – tzn. mój amerykański rozmówca – ma zaraz na biurku donosy od trzech innych, ze wszystkimi szczegółami. Stąd właśnie takie, a nie inne statystyki.
Mając tę rozmowę w pamięci, uzupełnioną o wiele późniejszych doświadczeń, wcale nie byłem zdziwiony donosem stowarzyszenia Nigdy Więcej na sędziego piłkarskiego Szymona Marciniaka – donosem, wskutek którego Polakowi groziło odsunięcie od prowadzenia prestiżowego meczu i został zmuszony do złożenia upokarzającej, stalinowskiej „samokrytyki”, mimo że wszystkie zawarte w donosie oskarżenia były kłamstwami i manipulacjami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.